sobota, 28 grudnia 2013

XVI

-Jakie imię nosisz?!
- Meregold - poniósł się echem zimny beznamiętny głos.
-Kim jesteś?!
-Demonem siejącym zło i zniszczenie.
-Po co żyjesz?!
-By służyć Radzie i wykonywać Jej rozkazy. - znów ten beznamiętny głos. Nie mogła poznać sama siebie, gdy odpowiadała w ten wyrachowany sposób.
*
Tyle emocji, a nic na zewnątrz - pomyślał stary demon uśmiechając się w cieniu - Ciekawe, że inni tego nie wyczuwają. Ona wcale nie wybrała...
-Powstańcie bracia! - powiedział ukrywając uśmiech za cieniem znudzenia. - Ona oto dołącza do naszych szeregów! - powoli i z rozmysłem przeniósł wzrok na młodą demonicę - Witaj Meregold! Zostałaś przebudzona! Oby mrok zajął miejsce światłości! Odejdź i czyń jak należy! - Jest taka podobna do mnie - przemknęło przez jego starożytne myśli, gdy patrzył jak znika odsyłana przez jego młodszych braci - tak podobna... - pomyślał, osuwając się w otchłań otępienia...
*
Spłynęła na ziemię bez żadnego szelestu.  Zalały ją krajobrazy i dawne myśli, które zmuszona była porzucić na tak długo. Nim jednak zdążyła się nacieszyć tym widokiem przypomniała sobie Te oczy! Te oczy wpatrujące się w nią na inicjacji! Choć została odesłana dalej czuła je na sobie, jakby ją ktoś przypiekał węglami. Przewiercające wręcz wnikające w miejsce, gdzie powinna być dusza, a już jej nie było. Najpotężniejszy... czuła to każdą komórką swojego ciała, od razu zwrócił jej uwagę, widziała Go nawet w cieniu, taka biła od Niego moc. Z przezoru udawała, że Go nie zauważa, by nie dowiedział się o jej Skazie... - Nie wybrała - taka była prawda i nic nie chciało temu zaprzeczyć... Przez całe testy udawała, że wybrała ciemność, by wypuścili ją z stamtąd żywą. Teraz, gdy o tym myślała, lepiej zdawała sobie sprawę z jak wielkim ogniem igrała... ale w końcu... udało się, przeszła inicjację, stoi tu, żywa... jeśli można tak powiedzieć. Dziwny jest ten świat - pomyślała patrząc znów na zielone drzewa. Ile mnie tu nie było, a tak naprawdę, wszystko jest takie samo.... takie samo?.. czy nie był jeszcze ktoś? Ile lat minęło? No cóż, czas najwyższy się przekonać. - pomyślała ponuro przygotowując się do stworzenia Kręgu.
*
Małe miasteczko na końcu świata, piękne widoki i mało pokus. Idealne miejsce, by przeżyć resztę półwiecza. Czuł się jak w domu, gdy idąc ścieżką ku małej klitce. Wiedział co w niej zastanie. Kilka chwil i i nie istniał już dla niego żaden świat, tylko jego praca, która dawała mu odskocznię od wszystkich wspomnień. Nagle błysk zrozumienia, zagubienie... ile to lat? Tyle czasu niepewności i niespełnionych myśli.... Dopiero po chwili przypomniał sobie gdzie jest i zabrał się za szycie. Zastanowi się nad tym później, teraz musi zająć się małą dziewczynką której życie leżało w jego rękach.
*
Obudziłam się przy pisku aparatury i oślepiającym blasku lamp szpitalnych. W okół mnie wszystko było sterylne, żadnych kolorów, czy kształtów zwracających uwagę. Co się stało? Ile czasu straciłam? Zdenerwowana usiadłam, lecz ciało nie miało siły by utrzymać mnie w tej pozycji. Przyjrzałam się temu co ze mnie zostało... napięte ścięgna drżące teraz z przemęczenia, wychudzone, pozbawione pigmentu ciało leżące na białej jak śnieg pościeli. Przyglądałam się zahipnotyzowana, jak upiorna ręka rusza się pod wpływem mojej woli. Nagle przechodząca korytarzem pielęgniarka zauważyła moje przebudzenie i zaczęła w głos wzywać lekarza, ze świecącymi oczami wychwalając jakiegoś nieznanego mi Boga za cud. Nie wiedziałam o co jej chodzi, próby ruchu wykończyły mnie na tyle, że poczułam, jak powolutku tracę przytomność.
*
Wymknęła mi się i jedna i druga - pomyślała ze złością brutalnie odbierając życie następnej istocie, by ugasić swój żal... żal ze straty swego ukochanego Brata. - Zabiję ją - z tymi słowy jako szept w uszach kolejnej ofiary odeszła w ciemność, by zacząć wcielać plan swej zemsty.
*
-Idź tu, idź tam, idź śram! - burczał pod nosem przechodząc przez długie korytarze, nie patrząc już nawet na ich wystrój. Wiedział, że nie zobaczy nic, co mógłby zapamiętać, czy choćby się temu przyjrzeć. Niespodziewanie szybko objawił się koniec długiej nicości, a drzwi do których dążył uchyliły się. Wszedł do komnaty, która wypełniona była ciemnością. Z każdego kąta wiał ziąb, a wszystko na czym zawiesiło się oko traciło ostrość. Posłano po niego...  co tym razem karzą mu zrobić? Poczuł jak strach zaczyna oblepiać jego gardło. Padł na kolana i rozpłaszczył się na posadzce nim wydobył z siebie cichy, żałosny szept.
-Miłościwa Pani?
-Słuchaj. - głos był władczy i potężny. Pod symfonią znudzenia można było wyczuć nuty czystej furii, gdy opowieść ciągnęła się w nieskończoność dla rozpłaszczonego na zimnej jak lód posadzce Flaga. - Przekaż to dziesięciu młodszym w Radzie. - Śmierć odwróciła się od niego i już zaczęła odchodzić, gdy z zaciśniętego gardła wydobyło mu się pytanie. - Czczczy to ppewne Mmmiłościwa Ppani? - Usłyszał wrzask wściekłości i został odrzucony do ściany z taką mocą, że czuł jakby miał pogruchotane wszystkie kości. - Wykonać! - wrzasnęła jeszcze raz Mara i znikła. Ogarnięty paniką Flag nie zważając na agonię w ciele stanął chwiejnie na nogach, błagając w myślach wszystkie wyższe siły, by już nigdy Jej nie spotkać. Gnany strachem, biegł bez tchu, by ogłosić radzie słowa Kostuchy.


*******************************************************************************
Czego mogę Wam życzyć, gdy zbliża się nowy rok :) Oblanego sylwestra i niezwykłego roku następującego. Oby Wam zabawa i uśmiech przeplatały się sobą nie tylko na imprezach, ale również w obowiązkach, byście potrafili znaleźć ziarenko fantazji w każdej chwili swojego życia! Ciekawego 2014! :))







środa, 25 grudnia 2013

XV

Jakimś cudem usnęłam, lecz gdy mój umysł się przebudził poczułam rozpalające się po całym ciele ciepło. - Zaczyna się. - pomyślałam trwożnie, lecz z dreszczykiem podniecenia, czując jak delikatne pieczenie zmienia się powoli w piekło. Nie czułam, czy leżę, siedzę czy stoję, to nie miało znaczenia przy tym jakie obrazy nawiedzały moje zamknięte oczy. Nie mogłam się przebudzić, ale też nie mogłam zapaść w sen. Ile będę czekać? Dlaczego karzą mi przez to przechodzić?
*
Nareszcie przybyła! To było jak światło i cień w jednym ciele. Tak dużo i tak mało życia... kiedy to się w niej tak nasiliło? I co odda? Nie... nad tym zastanowimy się później... teraz trzeba rozpocząć rytuał - Powstań Meregold i ukaż nam swą twarz!
*
Jestem Tu... naprawdę Tu jestem i widzę Nieśmiertelnych! Nigdy nie wyobrażałam sobie czegoś równie strasznego i pięknego zarazem. Czysta ciemność i te głosy, które pochłaniały moja duszę i uszczęśliwiały ją zarazem! Dopiero po chwili zaczęłam jasno myśleć. Jak Oni mnie nazwali? Meregold? I jaką twarz miałam ukazać skoro jako demon nie miałam prawdziwych rysów twarzy? Nie widziałam Ich, ale wyczułam, że Są rozbawieni moimi myślami, które pewnie wyczuwali (czy coś w tym stylu O.o). Lekko zdenerwowana opuściłam głowę pierwszy raz w życiu czując się zawstydzona (było to śmieszne uczucie, ale wolałabym go nie doznawać przed tak ważnymi Istotami). - Witajcie! - powiedziałam głośno, lecz mój głos był na krańcu załamania. Przypominając sobie też szybko o etykiecie dygnęłam, z przyjemnością stwierdzając, że pomimo tylu lat na wygnaniu, nadal nie wyszłam z wprawy.
*
Wstał i przeciągnął się z dziwnym wrażeniem, że o czymś zapomniał. Czy nie było tu kogoś zanim zasypiał. Coś było na krawędzi jego świadomości, ale rozmywało się za każdym razem, gdy próbował się nad tym skupić. Zirytowany, wyrzucił kłopotliwe myśli z głowy i zastanowił się co dalej. Miał przetworzony wiersz, ale nadal nie wiedział do czego się on odnosi.
-Dlaczego muszę borykać się z tym sam! - mruknąłem pod nosem zirytowany do granic. - Przecież moja Siostra mogłaby się postarać o kogoś, kto mi pomoże! - zły i zgnębiony usiadłem znów nad tą popapraną poezją, próbując zrozumieć z tego chłamu cokolwiek przydatnego.

poniedziałek, 21 października 2013

XIV

Jesteś tym - (ludzkim słowem, duszą, porankiem) kogo chcesz zabić
Jesteś tym - (dzieckiem, mocą, chwilą), który umie pozbawić
Jesteś tym - (zachodem, przemocą, uczuciem), który zabije wszystko
Jesteś tym - (chwilą, śmiercią, zakazem), co niszczy przyszłość
Jesteś tym - (pierścieniem, zakłamaniam, posłaniem), co piekieł smak
Jesteś tym - (smokiem, ofiarą, mordercą), co gwiazdy z nieba znosi
Jesteś tym - (nieznajomym, łańcuchem, sensem), kogo się boisz
Jesteś tym - (strachem, cieniem, siostrą/bratem), kogo sam sobie uroisz

Nie zgadzaliśmy się jednak nad interpretacją. Mała dama twierdziła, że trzeba wybrać jedno znaczenie, ja zaś upierałem się, że wszystkie są sytuacjami. Nie mogąc dojść do porozumienia, zaczęliśmy wykreślać i określać co mogłoby znaczyć każde zdanie z osobnym znaczeniem runy. Zajęło nam to 6 godz i oboje byliśmy wykończeni. Efekt był mniej więcej taki:

Jesteś tym - (ludzkim słowem-człowiecza rada, duszą-zatracenie duszy, porankiem-nowym istnieniem) kogo chcesz zabić
Jesteś tym - (dzieckiem-nowym demonem, mocą-magia Śmierci, chwilą-ulotnym tchnieniem), który umie pozbawić
Jesteś tym - (zachodem-początkiem końca, przemocą-końcem świata, uczuciem-zawiścią), który zabije wszystko
Jesteś tym - (chwilą-konkretnym momentem, śmiercią-śmiercionośny, zakazem-przewodnikiem), co niszczy przyszłość
Jesteś tym - (pierścieniem-kołem (niekończącą się opowieścią?), zakłamaniem-kłamstwem, posłańcem-nowym Lucyferem), co piekieł smak
Jesteś tym - (smokiem-bestią, ofiarą-poświęconym na śmierć, mordercą-złodziejem życia), co gwiazdy z nieba znosi
Jesteś tym - (nieznajomym-zakrytym, niebezpiecznym, nieznanym, łańcuchem-uwiązaniem, ubezwłasnowolnieniem, sensem-sentencją zagłady), kogo się boisz
Jesteś tym - (strachem-ułudą, cieniem-omyłką, siostrą/bratem-?), kogo sam sobie uroisz

Z niektórymi skreśleniami się nie zgadzałem ,ale nie miałem już siły dyskutować. Gdy tylko dostałem pozwolenie małej damy, padłem na materac, zapadając w głęboki sen.
*
Biedaczek padł ledwo żywy i od razu zasnął, w pewnej mierze zazdrościłam mu tego, że potrafi zapaść w czeluści ciemności. Ja nie byłam w stanie tego zrobić, chociaż ledwo widziałam na oczy, nie było mi dane położyć się choćby na chwilę, bo w mojej głowie powstawało widmo piekła, które mnie czekało. Przeklinałam swoje występki z      10 000 lat, które w tej sytuacji wydawały mi się monstrualnym naruszeniem... noc minęła mi w ten sposób. 
*
-Agfarnus imedia Lantarfirna! - chór głosów niósł się w nicości - Teraz należy tylko czekać - pomyślał stary demon i tak jak reszta współbraci pozwolił otulić się ciemności, czujnie oczekując nowego gościa. 


********************************************************************************
Zaskoczeni? Przyznam Wam się, że ja też :D 


niedziela, 20 października 2013

XIII

-Nie, nie, nie, nie!- skandowały moje myśli, gdy zdenerwowana chodziłam w kółko na polanie. - Przecież przeżyłam dopiero 10 000 lat, niemożliwe by to było już. Od tak dawna tego chciałam, ale teraz nie byłam pewna. Rada... aż wzdrygnęłam się na wspomnienie tych kościeii bez twarzy. Strażnicy, którzy od wieków rządzili światem podziemi, których wiedza mogła zetrzeć mnie w proch. Ile to zajmie? - spojrzałam za siebie na strugającego patyk młodzieńca - Czy odnajdzie swą drogę beze mnie? Czy jeszcze kiedyś go zobaczę? - oczy przysłoniły mi łzy. Będę musiała się rozstać z życiem i własną duszą Wielu opowiadających o tym drżało, gdy wspomnienia zaciemniały im twarz. Bo wtedy pozostają już tylko strach i pożądanie, dwie cegiełki, które dopełniają się w oparach wiecznej mocy. Czy przeżyje? Dobre pytanie, tylko szkoda, że niemające odpowiedzi. Musiałam się śpieszyć, nie zostało mi dużo czasu... mówić mu? Później, później teraz trzeba już iść. - drobnymi kroczkami podeszłam do młodego wampira. - Musimy iść - mój głos drżał więc przełknęłam ślinę i uśmiechnęłam się niezbyt udanie.
-Nigdzie się nie ruszam póki mi nie powiesz co się dzieje. - odpowiedział niezwykle poważnym głosem.
-Nic się nie dzieje - odpowiedziałam dalej wyższym o oktawę głosem. Popatrzył na mnie tak, że poczułam się naprawdę mała. - Nie mogę ci powiedzieć.
-Kłamiesz... - powiedział to dobitnie nieruchomiejąc na chwilę.
-Wiem.. - mój cichy szept spowodował, że nasze oczy się spotkały. Jego oczy były głęboką czernią. Nie były jednak zimne, czy obojętne, przekazywały mi najpiękniejszą rzecz jaką kiedykolwiek dostałam - zrozumienie. - Moje życie jako demona-dziecka się skończyło, mój czas dobiegł końca i muszę przejść inicjacje oddania duszy. - Nie wierzyłam, że te słowa przeszły mi przez gardło
-Rozumiem, ile masz czasu? - zapytał o to  bez żadnych emocji, ot tak jakby to była zwykła data.
-Dzień - odpowiedziałam, a po moich policzkach pierwszy raz od 10 000 lat popłynęły łzy.
-Nie martw się, poradzimy sobie. - te słowa wywołały mój uśmiech
-Takie dziecko jak ty poradzi sobie bez mojej pomocy? - zapytałam uśmiechając się już szczerze.
-Ej! Wydoroślałem już trochę! - mówiąc to, spróbował wstać i przybrać poważną postawę, ale potknął się i wylądował na tyłku. Oboje parsknęliśmy śmiechem i śmialiśmy się tak dłuższą chwilę. Później młodzieniec wstał i podał mi rękę.
-Chodźmy - mrugnął do mnie porozumiewawczo - musimy wreszcie pokonać to wierszowane świństwo!
-Zaśmialiśmy się i zaczęliśmy dyskutować nad wierszem.
*
Patrzyłam na tych dwoje zaczarowana. Brat i siostra nasunęło mi się. Niemożliwe przecież on.... no cóż Życie - pomyślała z przekąsem i odeszła z ciemnymi myślami. 
*
Okazało się, że tym razem oprócz wiersza dostaliśmy pewne wskazówki, szkoda tylko, że były w runach. Tak... każda runa ma trzy znaczenia! 
-Ja.......!!! Jak ja nienawidzę poeeeeezji!!! - to były najczęstsze słowa jakie było słychać w leśnej głuszy. Nie mogliśmy się wziąć jakoś za dokładną pracę, po przerobieniu runów tekst wyglądał mniej więcej tak: 

C.D nastąpi...

*************************************************************************
Jest to dość optymistyczne i niezwykle dziwnie czuje się czytając to.... chciałam żeby był dłuższy... coś nie wyszło, ale wstawiam dla Was, mam nadzieję, że nie jest najgorzej.

czwartek, 19 września 2013

XII

Wyszedłem za małą damą pochłonięty przez ponure myśli. Czym ona chciała mnie zająć? Stało się to jasne jak tylko wyszliśmy z namiotu, bowiem między drzewami była powieszona wielka tablica z drewna a na niej wiersz, który tak mnie rozsierdzał jeszcze kilka dni temu.
-Ty to zrobiłaś? - zapytałem skonsternowany.
-Popatrz pod tablicę ciemna maso - odpowiedziała burkliwie moja towarzyszka. Pod tablicą była martwa kintia. To było jak podpis... tą wiadomość zostawiła moja siostra...
*
Stał chwilę wpatrując się w tablice, na podpis i nagle wybuchnął :
-Dobra, dobra już... zajmiemy się tym przeklętym wierszem! - krzyknął z frustracją. Uśmiechnęłam się, czuł to samo co ja. Miło było wiedzieć, że nie tylko mnie to wierszowane świństwo doprowadzało do furii.
***

-Zgubiłaś się, zgubiłaś się - te słowa wbijały się w moją głowę wypełniając ją i mecząc każdego dnia co raz bardziej. Wiedziałam czego mi brakuje, to było jak wielka góra lodowa nad wszystkimi szczęśliwymi chwilami mego życia. 
-Nie dasz rady, nie dasz rady - mały głosik skandował, a mnie do oczu napływały łzy. Czy to kiedykolwiek się skończy?! 
-Zdradzona, zdradzona - chór słów powiększał się w mej głowie rozsadzając mnie od środka. 
-Nie żyjesz, nie żyjesz - poczułam, że znów straciłam nad sobą kontrolę. Małe słone łzy wydostały się z mych oczu mgląc obraz lecz nie przynosząc otuchy.
-Stracona, stracona!!! - ja wiem ,ja wiem, ja wiem!!!
Błysk światła i... ból. Cholera, gdzie ja znowu jestem?! Obraz przysłoniła mi nagle ciemność. 
*
-Hej! Obudź się!!! To nie jest miejsce dla takich jak ty! - otworzyłam oczy i zobaczyłam nad sobą kogoś złego. Nie znałam tego człowieka, ale nie trzeba było go znać by wiedzieć, że za chwilę mnie uderzy jeśli się nie ruszę. Wstałam z jękiem. - No nareszcie ty szmato! Wynocha! - pokazał mi furtkę palcem i wszedł do swojego domu zostawiając mnie w czymś, co chyba było kiedyś ogródkiem, a teraz przypominało chlew połączony z wysypiskiem śmieci. Nie pamiętam jak się tu znalazłam. Wiedziałam tylko, że znów straciłam kontrolę i najprawdopodobniej znów mam kłopoty. Przeszłam przez ogrodzenie i usiadłam na pobliskiej ławce. Byłam wykończona i założyłabym się o wszystko, że moje oczy są przekrwione, a  twarz jest podrapana i brudna. Pochyliłam głowę i pozwoliłam powiekom opaść. Jedynym wspomnieniem jakie zachowałam było małe miasteczko i przystojny młody mężczyzna o brązowych oczach. Wszystko było tam takie bajkowe ... niezwykłe kolory, zapachy, smaki. Jakbym znalazła się w innym świecie. Pomimo pięknych wizji miałam jednak tego serdecznie dość, ile razy jeszcze będę musiała w ten sposób funkcjonować?! Dopiero teraz zauważyłam, że z emocji wstałam, opadłam więc na ławkę i myśląc o powrocie do domu poddałam się wszechobecnemu przy tak wstrętnej jesiennej pogodzie poczuciu beznadziejności.  

***
-Hej !!!! Co Ci jest?! Obudź się! Cholera! nie zostawiaj mnie tu samego. 
- O co ? - zapytałam nieswoim cichutkim i cieniutkim głosem, od razu usłyszałam jak młody wampir wypuszcza powietrze z płuc. 
- Uffff aleś mnie nastraszyła
-O co ci chodzi?- zapytałam zdenerwowana, że owija w bawełnę.
-Zemdlałaś. - to jedno małe słowo sprawiło, że przed oczami zrobiło mi się ciemno z przerażenia, a po ciele przeszedł zimny dreszcz.

*********************************************************************************

Niestety znów bardzo krótki ... przepraszam ale nie potrafię pisać więcej na jeden raz. Zmieniłam koncepcje tego opowiadania lecz mam nadzieję, że i w takim schemacie przypadnie Wam do gustu. Niecierpliwie czekam na Wasze opinię i informuje, że przybyły na górze nowe zakładki :) 


kintia - "szybka śmierć" małe zwinne i szybkie zwierzątko polujące na wszystkie napotkane gryzonie za pomocą niezwykle śmiercionośnego jadu działającego nawet na człowieka. Uważana za posłankę śmierci.


poniedziałek, 12 sierpnia 2013

XI

Głód był praktycznie nie do zniesienia, nie pomagał też fakt, że zaledwie 300 metrów dalej była wioska pełna równo bijących serc. Wiłem się po posłaniu w agonii nie mogąc zrozumieć dlaczego krew starca dała mi tak mało siły. Nic nie wymyśliłem ale trudno się dziwić, w takim stanie mój umysł nie był gotowy do nowej filozofii (no chyba, że o słodkości ... niee! nie myśl o tym!). Mała towarzyszka wstała zbudzona moimi jękami i popatrzyła na mnie w zamyśleniu. Siedziała tak kilka sekund, aż w końcu wstała otrzepała swoją sukienkę z traw i poszła w sobie tylko znanym kierunku zostawiając mnie samego. Czuliście kiedyś, że każda minuta ciągnie się jak rok? Ja właśnie teraz tak się czułem! Każda sekunda paliła mi żyły nieśmiertelnym ogniem. Nim mała dama wróciła zdążyłem wykorzystać wszystkie przekleństwa jakie znałem i przewrócić moje rozpalone gorączką ciało na plecy. Okazało się, że dobrze zrobiłem bo dziewczynka  przyszła z kubkiem. Widząc zaś, że za chwilę się na nią rzucę przytknęła mi kubek do ust. Piłem jak zwariowany, zagubiony w nowych doznaniach. To nie przypominało poprzednich posiłków. Tym razem krew była elektryzująca i uderzała do głowy. Przed oczami zobaczyłem iskierki. Kiedy skończyłem pić (nie zapominając o dokładnym wylizaniu kubka) z miłym zaskoczeniem stwierdziłem, że ból minął. To było bardzo dziwne uczucie. Byłem szczęśliwy... z niczego. Wszystko było kolorowe i rozmazywało się przy każdym ruchu. Czułem się świetnie, póki... nie spróbowałem wstać. Ziemia uciekła mi spod nóg i przywitała mnie twardą grawitacją.
- Nic ci nie jest? - spytała.
- Nieeee - wybełkotałem niewyraźnie. Więcej nie pamiętam moje wspomnienia są przykryte ciemnym woalem i z tamtego okresu pamiętam tylko kilka rozmazanych obrazów, lecz z zachowania i późniejszych komentarzy młodej koleżanki do dziś stwierdzam, że wolę nie wiedzieć.
*
Kiedy się obudziłem głowa ciążyła mi jak wielki metalowy dzwon na karku, a nad sobą zobaczyłem strop prowizorycznego szałasu. Z wielkim trudem podniosłem głowę i zobaczyłem, że zasłona z liści, która markowała drzwi odchyla się, weszła do niego mała towarzyszka. 
- Ooo widzę śpiąca królewna wreszcie się zbudziła. Jak tam głowa? - powiedziała z przekąsem.
- Boli - zajęczałem - gdzie my jesteśmy?
- W lesie jakbyś nie zauważył. - skrzywiła się lekko.- Te przeklęte ptaszyska zbudziły mnie już o piątej nad ranem. - Uśmiechnąłem się bowiem znów mówiła jak dawna Krwawa Mary. - Nie uśmiechaj się. To przez Ciebie jestem tak niewyspana. Ciągle musiałam cię pilnować.
- Pilnować? A to z jakiej okazji? - zapytałem zdziwiony
- Z takiej, że po kubeczku nieśmiertelnej krwi byłeś totalnie zamroczony przez trzy dni. Robiłeś duuużo dziwnych rzeczy, choć pewnie tego nie pamiętasz. - powiedziała z morderczym uśmiechem na ustach. - spuściłem wzrok zakłopotany i przeszukiwałem jej wypowiedź w poszukując nowego tematu. 
-Nieśmiertelnej krwi?
- Ano tak. Miałam dość twojego jęczenia, zresztą przy takim stanie rzeczy to my w życiu nie znajdziemy odpowiedzi na nasze pytania, więc postanowiłam poeksperymentować i dałam ci trochę mojej krwi. Pamiętasz? Dałam ci kubek.
- Pod wpływem jej słów wspomnienia odżyły na nowo. Kubek... tak. Mały przedmiot pełny energetyzującej słodyczy... aż oblizałem się na tamto wspomnienie.
- O Ciemności nie patrz tak na mnie! Czuje się jak przekąska...
- I może tak powinnaś się czuć - powiedziałem z nutą ironii w głosie teatralnie obnażając kły. Widząc lekkie przerażenie w jej oczach zaśmiałem się w głos, a mała towarzyszka zmrużyła gniewnie oczy, lecz po chwili rozbłysły w nich figlarne iskierki.
- No widzę, że siły ci wróciły, zatem wstawaj! Robota czeka. - ostanie dwa słowa wypowiedziała z taką słodyczą, że aż mi się wnętrzności przekręciły. Moje oczy musiały odzwierciedlić to co czułem bo twarz czarnowłosej rozbłysła triumfem. Wstałem i wyszedłem za nią z namiotu bojąc się co tym razem ten mały diabełek przygotował ku mojej zgubie.
*********************************************************************************
Pokornie błagam o wybaczenie. Na prawdę nie była w stania napisać tego szybciej. Ostatnio moja wena jest bardzo kapryśna. Mam nadzieje, że rozdział Was nie zawiódł. Pozdrawiam i jeszcze raz przepraszam - Sesil

niedziela, 21 lipca 2013

X

Droga wiodąca przez las nie była długa, lecz przebyliśmy ją w milczeniu, każde zajęte swymi myślami. Nie powiem, że było mi łatwo przyzwyczaić się tej nowej wersji dziewczynki idącej koło mnie. Nie wiedziałem jak miałem odbierać jej przemianę, wciąż bowiem pamiętałem jej uśmiech krwawej mery. Czy mogę jej zaufać? Kim jest? Czy naprawdę chce mi pomóc? Były to ciężkie myśli, ale najgorsza i wybijająca się przed inne była świadomość, że być może za chwilę wymorduje całą wioskę. Muszę się opanować, bo inaczej nigdy nie będę mógł nawet szukać odpowiedzi, a co dopiero znaleźć właściwe rozwiązanie.
-Za chwilę wyjdziemy z lasu. - powiedziała moja mała przewodniczka. - Czy czujesz pragnienie? - zaskoczony tym pytaniem poszukałem tego żaru, który wypalał mnie przez ostatnie dni, znalazłem go na samym dnie świadomości i zauważyłem, że skupiając się na nim potrafię je w miarę kontrolować.
-Wszystko w porządku - odpowiedziałem po dłuższej chwili.
-No to chodźmy. - powiedziała z lekką zadumą na twarzy.  Zastanowiło mnie o czym myśli, lecz chwilę później musiałem się skupić tylko na sobie, bowiem poczułem żar w gardle. - Nie- pomyślałem gorączkowo, muszę to powstrzymać.
-Oddychaj. - powiedziała spokojnie czarnowłosa. - Nie daj się temu stłamsić. To ty jesteś panem samego siebie. - Słuchając jej spokojnego głosu udało mi się ułagodzić żar. Zdałem sobie sprawę, że klęczę na skraju lasu, przed sobą mając piękny krajobraz zaoranych pól i niskiej roślinności. Na środku tej sielanki znajdowała się mała wioska. Z daleka widać było jak ludzie wielkości mrówek zajmują się swymi codziennymi sprawami nieświadomi tego, że ktoś ich obserwuje. Małe jednorodzinne drewniane domki poustawiane jeden koło drugiego jak zabawki małego dziecka układające się w okręgi w okół małego targu na którym kwitło życie. Oczarowało mnie to co zobaczyłem, było niezwykle proste, radosne i pozwalało mieć nadzieje na lepsze dni. Dałem się temu porwać i wdychając woń polnych kwiatów zamknąłem na chwilę oczy. Gdy je otworzyłem kątem oka dostrzegłem, że mała dama też się uśmiecha.
-Chodźmy - powiedziała z nutką przebijającej się radości w głosie i zaczęła iść w stronę wioski. Ruszyłem za nią.
*
Dotarcie do samej wioski zajęło nam trochę czasu bowiem w połowie drogi musieliśmy zboczyć z głównego traktu i przedzierać się przez chaszcze. Idąc za małą nie mogłem się nadziwić jakim cudem dawała radę przejść tą drogę w jej małych obcasikach i ani razu nawet się nie potknąć. Ja zanim dotarliśmy byłem brudny, cały w sianie i rzepach, a ona nie miała nawet jednej trawki na idealnie czystej sukience. Próbując rozwikłać tą zagadkę nawet nie zauważyłem kiedy dotarliśmy do wioski.
*
Podeszliśmy od strony budynków gospodarczych i moja mała (całkiem czysta) towarzyszka ostrzegła mnie, że nikt nie może nas zobaczyć. 
-To by było niebezpieczne. Musimy zachować dystans i przyglądać się im. Być może znajdziemy wtedy sposób na twe pragnienie. - Jej słowa wciąż wracały do mnie, gdy ukryci w cieniu obserwowaliśmy ludzi. 
*
Nie powiem, żeby było to łatwe. Na początku dziewczynka musiała związać mnie swymi mackami bym nie rzucił się na parę robotników, którzy nieświadomi mego istnienia (i związanego z nim zagrożenia) śmiali się i rozmawiali o czymś z ożywieniem. Później było coraz łatwiej. Po kilku próbach nie trzeba było nawet widmowych kajdanek (no dobra, dobra! to nie były kajdanki tylko kaganiec...). 
Obserwowaliśmy tak cały dzień słuchając niezrozumiałych (przynajmniej dla mnie) słów i wyczuwając emocje. Pod wieczór oddaliliśmy się od wioski i zrobiliśmy posłania z trawy pod gołym niebem. Obracałem się z boku na bok nie mogąc znaleźć odpoczynku z powodu powoli rozpalającego się do czerwoności gardła. Rano musiałem spojrzeć prawdzie w oczy. Byłem głodny. 

wtorek, 16 lipca 2013

IX

Wkurzyło mnie to! To dziecko zaczynało mnie doprowadzać do furii
-Moja wina?!- krzyknęłam na cały las- Ty przeklęta pokrako, beznadziejna mątwo!- wyrzucałam mu wszystko bez zastanowienia czując jak całe napięcie wreszcie ze mnie schodzi - To ty wszystko psujesz! Powinieneś być najwyższy! Powinieneś lśnić jak twa siostra! A siedzisz co chwile w gównie i płaczesz nad sobą! Przestań wszystko zrzucać na mnie, bo cię poszczuje moimi mackami!!! - czułam słodycz spływającą mi na myśli... tylko nieśmiertelni wiedzą jak dobrze jest uwolnić uczucia.
-Idiotka!
-Palant!
-Bezduszna krowa!!!
-Osz ty!!!!!
-To ty mnie tu przyprowadziłaś i założę się, że wiesz co to za miejsce!
-Nie wiem głupi ciołku i przestań na mnie wrzeszczeć, bo cię zaknebluje! .... dupek!
-Jak nie wiesz?! To tu zabiłem tą dziewczynę!
-Jaką dziewczynę?!!!
-Złotowłosą! Córkę tego biedaka!- wskazał ręką na wisielca i upadł na kolana zrezygnowany. -To przez to nie mogę zabijać!...ja...ja... ciągle... widzę jej pustą twarz. - zapłakał... stałam jak wmurowana, próbując sobie to wszystko poukładać. Jak można aż tak się przejmować jednym morderstwem?!Popełniłam tysiące dla zabawy i nigdy nawet o tym nie myślałam. Poczułam się pusta i... coś się we mnie poruszyło... ze zdziwieniem rozpoznałam stare i zagrzebane z dawna uczucie - wzruszenie. Miał coś czego ja pozbyłam się już dawno - sumienie. To było jak błyskawica oświecenia. Chwila wahania...podeszłam do niego i go przytuliłam.
-Wszystko będzie dobrze... zobaczysz. - nie wierzyłam, że po tylu latach potrafię jeszcze powiedzieć te słowa! W tamtej jednej chwili żałowałam wszystkich zatraconych lat mojego haniebnego żywota. Tego że stałam się tym kim byłam, tego, że zapomniałam już jak bardzo było to złe - byłam potworem... świadomość tego była straszna... w tamtej chwili zrozumiałam jego rozpacz. Sama chciałam zapłakać... lecz wiedziałam, że nic to nie da, że ktoś musi być silny. Powstrzymałam łzy i powiedziałam cicho.
-Chodź.. musimy iść.
-Nie... - mówił cicho, lecz z pewnością - najpierw musimy go pochować.
- Dobrze.- skierowałam swoje myśli na macki i kazałam im pochować biedaka. - wampir patrzył się pusty, jakby wyssano z niego życie.
- Muszę znaleźć na to sposób. To nie może być jedyne rozwiązanie. - jego głos był mocny. Zrozumiałam, że w te kilka chwil zmieniło go z chłopca... w mężczyznę.
-Znajdziemy.. a teraz chodźmy.
-Ale gdzie? Gdzie chcesz szukać odpowiedzi?
-Tam gdzie tkwi problem.- odpowiedziałam z pewnością.
- U ludzi? - było to puste pytanie, czułam że się waha.
- Tak u ludzi. Będziemy szukać... po to tu jestem. - Uśmiechnęłam się. Moje usta zapomniały już jak się to robi, ale chyba zrozumiał bo odpowiedział tym samym. Wspólnie oddaliliśmy się ścieżką, która jak wiedziałam prowadziła do małej wioski, w której miałam nadzieje na odpowiedzi, których zapragnęła teraz także moja dusza.



piątek, 28 czerwca 2013

VIII

Wyczułam to na granicy świadomości. Krew... ostra i beznadziejna mieszanka samobójstwa.
-Dobra młody idziemy, kolacja ci stygnie.
-Ja nigdzie nie idę! Nie będę krzywdził ludzi!
-Albo pójdziesz po dobroci albo po złości. Wybieraj. - ostatnie słowa powiedziałam zimno. Miałam dość jego dziecinnego podejścia do sprawy. Był mordercą i zapieranie się nic tego nie zmieni.
-Nie! - No cóż sam wybrał swój los. Dałam rozkaz Cieniom i pół sekundy później już wychodziliśmy z pokoju.
*
Ona mnie związała! Nie wiem jak to zrobiła, ale nim mrugnąłem okiem unosiłem się już ponad ziemią unieruchomiony. Gdy spróbowałem krzyczeć coś ścisnęło mi gardło. To było nie sprawiedliwe! Taki mały brzdąc wiąże mnie i prowadzi gdzie mu się żywnie podoba. Moja duma bolała jak przypalana węglami, przestałem się wyrywać i milczałem patrząc na nią krzywo... gdy nagle poczułem zapach, nie nie zapach. To była nieziemska woń!
-Puśćcie go - ten ledwo słyszalny szept wydała z siebie moja przeklęta "przewodniczka" (niech ją piekło pochłonie). W tej samej chwili wylądowałem na ziemi, zgadnijcie na co spadłem. Tak! Na szyszki (grrrr)! Miałem ochotę ją rozerwać na strzępy, ale znów poczułem zapach i już nie myśląc podbiegłem do człowieka wiszącego na gałęzi. Skoczyłem na niego i zatopiłem kły w szyi.
*
Myślałam, że zaraz buchnę śmiechem. Skoczył na tego wisielca i pijąc z niego kołysał się i kręcił na karuzeli. Wyglądał niezwykle głupio.
Jakiś czas później zeskoczył napełniony i rzucił się na mnie!
-Co ty do cholery robisz! - krzyknęłam głosem wyższym o oktawę. Potoczyliśmy się po ziemi i w końcu przygwoździł mnie pod sobą warcząc jak zwierzę.
-To wszystko twoja wina! To przez ciebie go zabiłem!
-Przestań wrzeszczeć i popatrz na swoją niby "ofiarę"! - krzyknęłam mu w twarz ledwo oddychając, bowiem dureń siedział mi na przeponie. Odwrócił się, a ja korzystając z tego wyślizgnęłam się spod niego stanęłam 5 metrów dalej patrząc jak podchodzi do wisielca.
-On.. on.. dlaczego?!
-Nie wiem dlaczego, ale nie obchodzi mnie to. Przynajmniej przestałeś jęczeć z głodu, a teraz skoro już załatwiliśmy podstawową rzecz zajmijmy się najważniejszą. Siadaj i myśl nad przepowiednią! Nie usłuchał mnie, tylko odwrócił się. Jego twarz zmieniła się w maskę przerażenia.
*
Nie, nie, nie, nie, nie TO NIE MOŻE BYĆ PRAWDA! Przyjrzałem się jeszcze raz starcowi i domkowi. To nie możliwe. Czemu znów to miejsce?! Totalnie zszokowany popatrzyłem pod nogi i natychmiast odskoczyłem przerażony. Tego było za wiele! Tuż pod moimi stopami była świeżo skopana ziemia, a pod nią trumna. Dobrze wiedziałem, że tam jest i kto w niej spoczywa, nie musiałem tego sprawdzać. Cała historia ułożyła się w mojej głowie. Nie chciałem w nią wierzyć, ale wiedziałem, że jest prawdziwa. uklęknąłem przed grobem, nic więcej nie mogąc zrobić.
*
Padł na kolana i patrzył na grób na grób z kamienną twarzą. Nie wiedziałam o co mu chodzi, ale nagle poczułam chłód. Uczucie... bólu. mrugnęłam i tyle czasu wystarczyło by jego twarz zaczęła wyrażać nienawiść skierowaną we mnie.
-To twoja wina - powiedział złowieszczym szeptem. -To wszystko twoja wina ! 
********************************************************
Wyjeżdżam na dość długo o stwierdziłam, że dodam choćby kawałeczek. Mam nadzieje, że wrócę do Was z nowym długim rozdziałem. :)
(tekst jest nie sprawdzony, mam nadzieje, że nie ma dużo błędów, jeśli będą z góry przepraszam)

środa, 5 czerwca 2013

VII

-Odwal się ode mnie! Co to za durne wierszydło?! Żarty se ze mnie stroisz?! - spojrzałam na niego jak na przygłupa.
-Mówi się "sobie", a nie "se" i przestań kłapać dziobem na temat o którym nie masz pojęcia. - Tak szczerze to sama nie wiedziałam co to znaczy. Proroctwo zrozumieć może tylko sam zainteresowany, ale nie zamierzałam go w tym punkcie oświecać. Niech sam się pomęczy. Szatański uśmieszek wpłynął mi na twarz. - A co do żartów to chętnie, ale może innym razem. Teraz siądź tutaj i myśl co to może znaczyć.
- Nie będę się zastanawiał nad jakimś wierszowanym świństwem. Jestem głodny! - ostatnie słowo warknął. Oczy mu się zaświeciły, wysunął kły. Patrzył na mnie jak na przekąskę. Zadrżałam wewnątrz siebie, lecz przybrałam zwykły wyraz twarzy i powiedziałam z przekąsem.
- To idź zapoluj. No już... co tu jeszcze stoisz?
Najpierw patrzył na mnie ze złością, później za wstrętem, aż w końcu zwiesił głowę i szepnął -Nie mogę....- Jego oczy zmatowiały. Osowiał i rzucił się na łóżku skręcając się z bólu.
- Jeśli nie zapolujesz, zginiesz. - poinformowałam go oschle.
-Wiem - odpowiedział z twarzą ściągniętą bólem - ale ja... ja...
-Co ty?- spytałam zdziwiona.
-Ja nie chce być zabójcą - powiedział cicho i jedna krwawa łza spłynęła po jego policzku.
*
-Cały dzień dobrej roboty i jeszcze premia! - Cieszył się wracając do domu z siekierą zarzuconą na plecy. Udało mu się dziś sprzedać całe drewno po wysokiej cenie i był z siebie dumny jak paw.Po pracy poszedł jeszcze na targ i kupił łut mięsa. Ale jego córa będzie cieszyć! Gdy pomyślał o niej serce aż mu podskoczyło z radości. Jego piękna i delikatna córcia czekająca na niego w domu. Już nie mógł się doczekać by ją zobaczyć!
*
Dojechał na miejsce gdzieś około południa. Nie było go w domu tylko dwa dni, ale i tak aż go skręcało z niepokoju. Czy wszystko z nią w porządku? Czy jacy zbóje nie napadli? Starał się jednak być dobrej myśli. 
Pierwszą oznaką nienormalności było brak dymu z komina, ale nie przejął się tym za bardzo, było ciepłe popołudnie, nie trzeba było rozgrzewać paleniska. Stanął  przed drzwiami, poprawił włosy i wszedł do domu. Jego córka leżała na łóżku. Wyglądała jakby spała. Zaczął podchodzić i z każdym krokiem co raz bardziej przekonywał się, że coś jest nie w porządku. Była chorobliwie blada, złote warkocze okalały jej białą twarz, a jej ręka było ustawiona nienaturalnie. Wziął tą rękę. Była zimna jak lód, obrócił ją i zamarł. Od spodu była rozerwana jak zębami jakiejś bestii. Niedowierzanie... i nagły błysk zrozumienia. Padł na kolana i rozpłakał się. Jego córka... jego ukochane i jedyne dziecko było martwe.
*
Dwa dni siedział przy niej nie jadł i nie pił. Tylko płakał. Po dwóch dniach sklecił trumnę i wykopał wielki dół pod starym rozłożystym dębem koło domu. Złożył córkę do trumny i wywindował ją sznurem na dno dołu. Wyciągnął linę i zakopał. Stanął nad grobem czując się pusty. Jego wzrok skierował się na linę. Jak robot podniósł ją i zawiązał odpowiedni supeł. Wszedł na drzewo i przywiązał pętle. Nie zastanawiając się długo założył ją na szyje i skoczył mając przed oczami grób swej ukochanej córki.
*********************************************************************************************
To był bardzo trudny do napisania rozdział. Proszę o szczere opinie.
łut = 13g

czwartek, 23 maja 2013

VI

-Pamiętasz kim jesteś?- Zapytała gdy dotarliśmy do jednego z ocalałych pokojów. Już miałem jej odpowiedzieć, ale z przerażeniem odkryłem, że mam pustkę w głowie! Zniknęło prawie wszystko, nawet pamięć wyglądu (czy raczej odczucia) mojej siostry!
-Tak myślałam- powiedziała dziewczynka, z lekkim zamyśleniem. Jej oczy delikatnie się zamgliły, głowa pochyliła do przodu, a włosy opadły kaskadami na pierś i nogi. Siedziała na kufrze z ubraniami, a jej krótkie dziecięce nogi majdały z niego tak bardzo nie pasując do starożytnego wręcz wyrazu twarzy. 
-Kim jesteś? - Zapytałem porażony jej dorosłością, do której mnie (choć wyglądałem na 20 lat starszego) brakowało eonów. 
-Czy już nie odpowiedziałam na twoje pytanie wampirze? - Jej odpowiedź mnie powaliła. Powiedziała ostatnie słowo z taką mocą, iż wiedziałem, że ta nazwa będzie mnie prześladować w snach. Czemu tak na mnie zadziałała? Chciałem się dowiedzieć, ale coś mnie powstrzymywało (to coś uratowało mi tyłek jeszcze nie raz, zresztą przekonacie się). Odwróciła wzrok w stronę okna i ciągnęła swą wypowiedź dalej - Lepiej by było gdybyś zastanowił się nad tym kim ty jesteś.. bo przecież sama nazwa nic ci nie mówi jak widzę z twego głupiego wyrazu twarzy- przez chwilę, gdy to mówiła jej oczy zabłysły czystym okrucieństwem. Zdałem sobie sprawę, że bawi się mną jak kotek myszką. Wiedziałem, że nie będą to dobre wieści i jak tchórz nie chciałem się dowiedzieć, lecz przez mgiełkę zaskoczenia zaczęło znów przebijać się pragnienie i związana z nim złość, zlekceważyłem mój rozsądek.
-Więc ty mi odpowiedz!- warknąłem zdecydowany skończyć tą rozmowę jak najszybciej. 
-Mówienie nic nie da. Nie zrozumiesz.- powiedziała. - Ale chętnie ci pokarze - oczy znów zabłysły okrutnym  fioletowym blaskiem.
*
Hahahaha chciał wiedzieć... żałosny smarkacz, tak jak podejrzewałam został odcięty od Świata Cieni (jak zwali go moi pobratymcy z jednej i drugiej strony). Taki słaby... wystarczyło raz go donieść do bram i ... skończyłabym jako posiłek Lucyfera... cały entuzjazm natychmiast ze mnie uleciał. Okrucieństwo zastąpiła pustka, tak ... już zapomniałam nawet jak to jest nienawidzić. Ciężkie jest życie w niewoli mocy... zawisłam na chwile nad tą myślą, a później popatrzyłam na nędzną imitacje mojego wyobrażenia o bracie Śmierci. Miałam ochotę się rozpłakać, lecz jedno spojrzenie na niego przywróciło mi dobry humor ... był teraz równie żałosny co śmieszny! Stał przede mną napuszony jak sowa z pragnieniem krwi w oczach. Tak to zaczynało być zabawne... w sumie przecież Śmierć nie kazała mi lubić swojego brata tylko odnaleźć go w świecie. Mogę więc pobawić się jego nienawiścią. Tak, tak zrobię  Niech i ja uzyskam coś więcej z tego układu. Ale najpierw... 
- Nie... nie zasługujesz na to nowa odmiano pijawek świata, ale mam ci do przekazania wiadomość od ukochanej siostrzyczki:

Jesteś Tym kogo chcesz zabić
Jesteś Tym który umie pozbawić
Jesteś Tym który zabije wszystko
Jesteś Tym co niszczy przyszłość
Jesteś Tym co piekieł smak nosi
Jesteś Tym co gwiazdy z nieba znosi
Jesteś Tym kogo się boisz
Jesteś Tym kogo sam sobie uroisz

C.D. nastąpi...


*****************************

Nie spodziewałam się, że coś naskrobie.

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

V

Biegłem i biegłem, ale krajobraz się nie zmieniał. Dopiero teraz zauważyłem, że wciąż biegam wokół muru … jedno się nie zgadzało. Ktoś się śmiał i to wrednie!  Zatrzymałem się głodny i zły, adrenalina dalej buzowała  w moich żyłach. Odwróciłem się w stronę tego piekielnego muru i zobaczyłem dziewczynkę. Długie, czarne i rozczochrane włosy, mleczna cera , falbaniasta suknia i wkurzający uśmieszek na twarzy. Kilka chwil później adrenalina opuściła moje ciało, które bez tej podpory gruchnęło o ziemię. Więcej nie pamiętam. Zemdlałem.
Obudziłem się w jakimś lesie. Co ja do jasnej … robię w jakimś lesie?! Podniosłem się na łokciach i zobaczyłem tą dziewczynkę. Pamięć wróciła mi w mgnieniu oka. Ten wkurzający uśmieszek poznałbym na krańcu świata.
-Kim jesteś? -Spytałem i spróbowałem wstać. Okazało się, że nie byłem w stanie. Drugi raz wylądowałem tyłkiem w szyszkach. No cóż taki już mój marny los. Splunąłem na mech, który był obok. – Odpowiesz wreszcie, czy będziesz się tylko gapić? – Byłem zły, bardzo zły i głodny, a u mężczyzny to najgorsze połączenie.
-Twoim koszmarem. –Odpowiedziała,  uśmiechając się tak słodko, że aż mnie zemdliło.
Tego było za wiele, adrenalina która wcześniej mnie opuściła, powróciła.  Skoczyłem na mur pragnąc zabić małą gołymi rękami, ale coś mi nie wyszło i trafiłem twarzą w mur, znowu straciłem przytomność.
Powinienem już nie żyć… i chyba wolałbym nie żyć niż otworzyć oczy i zobaczyć co było pod murem. Bleee. Mdłości jakie mnie ogarnęły gdy zdałem sobie sprawę w czym leżę były gorsze od tych po uśmiechu dziewczynki, przynajmniej tak mi się zdawało, póki nie zobaczyłem tej przesłodzonej wersji Krwawej Mary nad sobą, patrzącej ze słodkim politowaniem, na mnie.
*
Co  za głupiec. O Śmierci, czy to naprawdę jest twój brat? Przecież to kupa idioty. – myślałam uśmiechając się szyderczo i patrząc jak trzeci raz próbuje podnieść tyłek lecz tym razem już nie z ziemi, a z ogromnego stosu ekskrementów miejscowego zwierzęcia rateaure. Żałosny to był widok. Tak żałosny, że nie chciało mi się nawet z tego śmiać. Ehh po 500 lat karnego życia na ziemi zaczynam tracić poczucie humoru. Patrzyłam dalej jak próbuje wydostać się z tego śliskiego i śmierdzącego stosu. Na Ciemność ! Ja mam się zajmować tym dzieckiem?  Przecież to gorsze tortury niż 10 000 lat na tym padole. Westchnęłam, a było to westchnienie krótkie i zagłuszone przez wiatr, który nagle odnalazł drogę do tego odludnego zakątka lasu. Wiedziałam, że nie mam wyboru, Śmierć trzymała moje kajdany, a ja musiałam jej słuchać.
- Choć ośle koronny – powiedziałam, a później odwróciłam się i poszłam w stronę zamku.
*
Nie wiedziałem co na to odpowiedzieć, po jej minie stwierdziłem, że choćbym pytał to nic się nie dowiem, więc zły i na wpół oszalały z głodu wlekłem się na czworakach za nią, myśląc o tym co powiedziała.
-Co cię łączy z moją siostrą?- Zapytałem nie mogąc się powstrzymać.
 -Ciekawe pytania zadajesz chłopczyku.- Powiedziała dziewczynka nie odwracając się nawet w moją stronę. Jej suknia szeleściła gdy mała dama tanecznym wręcz krokiem prowadziła mnie do mojego niedawno odkrytego domu…
**********************************************************************************
 rateaure – nieszkodliwy roślinojad wielkości 2.5 metra

Po długiej przerwie witam Was. Postanowiłam, że postaram się pisać nowe rozdziały co 2 tygodnie. W ten sposób będę mogła je dopracować J dziękuje wszystkim, którzy czekali na dalszą część opowiadania. ( z góry przepraszam za błędy ortograficzne )

niedziela, 24 marca 2013

IV

Ten mur był naprawdę koszmarnie długi.  Jakieś 10 razy zastanawiałem się czy zawrócić, ale że w sumie i tak nie miałem nic lepszego do roboty….
 Po czterech godzinach znudzony zacząłem się przyglądać cegłówkom. Coś mi się nie zgadzało… Raz, dwa, trzy, raz, dwa, trzy. Po każdych trzech krokach mur  tak jakby zaczynał się od nowa! Co to za piekielna sztuczka?! Nieźle wkurzony stwierdziłem, że skoro tak to wskoczę na mur. Tak przyznaje, spadłem jakieś  5  razy, ale co dziwne ucierpiała przy tym tylko moja duma. No cóż najwyraźniej byłem niezniszczalny. Gdy wreszcie wdrapałem się na ten przeklęty mur (na który straciłem już 4 godziny … grr) zobaczyłem stare zamczysko, które ledwo stało. Zapuszczony ogród porośnięty był dzikimi różami, i mnóstwem innego zielska. Stare pokruszone mury były zimne i  niedostępne. Całość przedstawiała obraz nędzy i rozpaczy, czyli jak kto woli,  totalny wygwizdów:  zero ludzi, zero techniki, zero nowości . Uśmiechnąłem się – odnalazłem RAJ!
Stwierdziłem ,że muszę się zadomowić w nowym miejscu, zacząłem więc od przeglądu pokoi. Większość (czyli 15) było w rozsypce (czytaj: bez dachu, podłogi lub ścian) trzy pozostałe były jednak w porządku. Zachowało się nawet kilka wiekowych mebli i ozdób, pochodzenia co najmniej królewskiego! Cieszyłem się jak małe dziecko : MAM WŁASNY DOM!
Przeszukanie wszystkich zakamarków zajęło mi trzy  dni (i nocy). Znalazłem mnóstwo różnych ozdób, odznaczeń, naczyń, ubrań. Było tu tego tyle,  że można by dwór obsłużyć ( a wiem coś o tym, bo kiedyś byłem w umyśle samego króla). Przez cały ten czas nie mogłem spać. Dlaczego? Bo jak tylko zamykałem oczy widziałem ją – piękne złote warkocze układające się w aureole i te oczy, niebieskie jak niebo. NIE! Nie mogę o tym myśleć! I tak nie mogę już jej pomóc. – poczułem łzy pod zamkniętymi powiekami. -Boże… jestem POTWOREM! 
*
Z każdym dniem stawałem się co raz słabszy. Po tygodniu dniach ledwo mogłem stać. Ból głowy, suchość w gardle i ta gorączka nie do zniesienia. Wiedziałem, że długo tak nie pociągnę, ale nie mogłem się zmusić do polowania. Przed moimi oczami wciąż stawały te puste niebieskie oczy…
8 dzień. Pierwsza myśl : - Czy to się nigdy nie skończy?! Przecież w końcu musi nadejść koniec!- ale nie nadchodził. To było trudne, koszmarnie trudne, ale cóż miałem zrobić?!
9 dzień. Usłyszałem coś, zmagnetyzowało mnie. Skądś to znam, ale nie ma to teraz znaczenia. Muszę się do tego DOSTAĆ! Jedyne pragnienie, jedyna potrzebo… już idę!
W moje mięśnie wstąpiły nowe siły. Znów biegłem, domyślałem się co spotkam na miejscu, ale wiedziałem już, że  się nie zatrzymam… to nie była zachcianka, to było agonalne pragnienie, już nic się nie liczyło. Ciało działało samo, a w myślach błagałem swoją przyszłą ofiarę by uciekała.

********************************************************************
Przepraszam, że tak długo nie dodałam nic nowego, po prostu brak czasu :(. Mam nadzieje, że następny rozdział uda mi się dodać szybciej. Z góry przepraszam za błędy, które pewnie się pojawią. 

niedziela, 17 marca 2013

III

Przerażenie i wściekłość buzowały we mnie -Co to ma wszystko znaczyć! Czemu jestem potworem?! Dlaczego siostra mnie tak pokarała?  - nie wiedziałem,  a to nie pomagało mi się uspokoić. Jedno było pewne - uciekać i to jak najdalej.
*
Nie wiem ile czasu tak biegłem. Moje ciało nie męczyło się. Nie reagowałem na nic, odgłosy lasu stały mi się obce, gdy nagle znów usłyszałem Ten rytm…
*
To była agonia. Jeżeli kiedykolwiek nazwałem coś bólem to bylem głupcem  bo nic nie mogło się z tym równać! Czułem jak ból rozrywał mnie na kawałki, powoli  traciłem resztki panowania nad własnym ciałem. Pragnąłem tego! Pragnąłem nie czuć, byle się to skończyło. Zacząłem szybciej biec.-NIE! -rytm obijał się o moje uszy raniąc je boleśnie -Nie zrobię tego jeszcze raz! - odwróciłem się i pobiegłem w przeciwnym kierunku- Uciekać!  Uciekać!  - to słowo utkwiło mi w umyśle  Powtarzane jak w mantrze pozwalało mi okiełznać ból. Biegłem,  niezmordowany gdy nagle... uderzyłem w mur.
*
Tak przyznaje się, jestem idiotą. No bo jak można, nie zauważyć ogromnego szarego muru przed sobą? Wstałem i otrzepałem kurz z kurtki. Spojrzałem na mur i szczęka mi opadła. Była w nim dziura na 2 metry w kształcie człowieka. Jakąś minutę zajęło mi ogarniecie, że to ja stworzyłem to groteskowe wgłębienie. Tego było dla mnie za wiele odwróciłem się od muru i ... oczy zrobiły mi się jeszcze większe. Za mną była ruina! Las wyglądał jakby przeszła przez niego trąba powietrzna. Szok. To chyba jedyne słowo dobrze opisujące to co czułemOdwróciłem się czym prędzej od tego obrazu nędzy i rozpaczy. I znów mur. Siadłem z wrażenia. -Co to ma do ... znaczyć?! - nic z tego nie rozumiejąc przyglądnąłem się mu jeszcze raz. -Dlaczego mur stoi w środku lasu?- Wiem nie było to zbyt inteligentne pytanie, ale zaintrygowało mnie. Zacząłem obchodzić mur z jednej strony. Mierząc na oko ciągnął się na jakieś 100 metrów! Pożerany przez ciekawość szedłem wzdłuż niego na spotkanie z nową rzeczywistością. 

*************************************************************
Nie było żadnych komentarzy przeciw więc dodaje nowy krótki rozdział. Mam nadzieje, że się spodoba

sobota, 16 marca 2013

II

Obudziłem się, a moją pierwszą myślą było, jak mnie koszmarnie wszystko boli. - Co u ..? - przecież jestem duchem. Nie żyje. Wniosek: Nie może mnie nic boleć! Czułem nie raz ból wchodząc w ciała śmiertelników, ale nigdy nie było to tak intensywne. Pomimo wszystko wiedziałem jedno, wcale, a wcale mi się to nie podoba! Grr. Usiadłem na jakimś pieńku i zacząłem intensywnie myśleć co się mogło stać, odkąd pamiętałem miałem całą wiedzę świata, więc ta wszechobecna pustka w mej pamięci zaczęła mnie mocno irytować. Nagle ni stąd ni zowąd zawiał wiatr i moje ciało zaczęło drżeć z fizycznego zimna, więc stwierdziłem, że skoro na razie i tak nici z odzyskania pamięci poszukam ludzi, może oni będą mi w stanie jakoś pomóc. O zgrozo! Musiałem się prosić o pomoc! Ktoś za to zapłaci głową ...
*
Po jakiejś godzinie potykania się o jakieś suche gałęzie i przeklinania swojego położenia znalazłem pojedynczą chatkę w lesie, coś się jednak nie zgadzało, słyszałem jakiś rytm dobiegający z domu, lecz nie była to muzyka, przynajmniej nie taka którą znałem z uszu śmiertelników. To było coś innego, bardziej przyciągającego. Im bliżej się znajdowałem tym bardziej przyśpieszałem kroku, nie wiedziałem dlaczego, ale musiałem jak najszybciej tam się znaleźć. Gdy byłem już jakieś dwa metry od domu drzwi się otwarły i wyszła z nich dziewczyna. Dwa złote warkocze ozdabiały jej delikatną, niewinną twarz. Z gracją wyszła na podwórko i zaczęła karmić kurczaki, które tu i ówdzie biegały po podwórzu. Nagle straciłem panowanie nad swym ciałem, upadłem na kolana i zacząłem się wić w nagłej gorączce. Dziewczyna zdziwiona podniosła wzrok i spojrzała na mnie. Jej niebieskie oczy wyrażały wielkie zdumienie, lecz ja już tego nie widziałem, cała moja uwaga skupiła się na nadgarstku dziewczyny. Czułem jak było z niego zimno. Już wiedziałem czego potrzebuje. Skoczyłem na dziewczynę, przywarłem zębami do jej nadgarstka i przeciąłem skórę.
*
To było najdziwniejsze uczucie na świecie, jakby zimno powoli koiło gorączkę która mnie przed chwilą pożerała. Nie wiedziałem dlaczego ale koiłem ten ból nie zważając na nic. Później dopiero zdałem sobie sprawę, że ten wysoki nieprzyjemny dźwięk koło mnie był krzykiem dziewczyny, którą właśnie zabijałem.
*
Obudziłem się znowu. Leżałem na trawie cały umazany czymś czerwonym i kusząco pachnącym. Obok mnie ktoś leżał, lecz na razie nie chciałem sprawdzać kto to. Nie było mi to potrzebne, było mi dobrze, czułem jak przyjemne zimno pulsuje we mnie. Nie zdziwiło mnie to. Wiedziałem, że tak właśnie ma być. Coś mi jednak nie pasowało, podniosłem się. 
*
To co zobaczyłem koło siebie zmroziło mnie, lecz tym razem nie było to miłe uczucie, nagle wszystko mi się przypomniało. Pragnienie życia, Pakt z Siostrą, lecz to było nic. Z gardła wydarł mi się jęk - Boże, co ja zrobiłem! - Lecz znałem już odpowiedź. Zabiłem. Była to porażająca prawda, nie mogłem uwierzyć w to co się stało, ale nie mogłem zaprzeczyć dowodowi pod moimi stopami. Dziewczyna z rozerwanym nadgarstkiem patrzyła pusto na niebo, którego już nigdy naprawdę nie zobaczy. Jej piękne warkocze leżały koło głowy układając się w aureole. Była w tym wszystkim tak niewinna, i piękna... zapłakałem, bo zrozumiałem już sens Paktu. Stałem się potworem, czymś nowym, zakłócającym sens rzeczy, czymś co nigdy na prawdę nie powinno powstać. Nie chciałem tego nazywać. W tej chwili pragnąłem tylko odejść i zapomnieć. Popatrzyłem jednak jeszcze raz na dziewczynę. Nie. Nie mogę jej tak zostawić. Wziąłem jej ciało na ręce i zaniosłem do domu. Obmyłem nadgarstek z krwi i ułożyłem jej ciało jak do spoczynku. Nie mogłem uwierzyć, że już nigdy nie otworzy tych niebieskich jak niebo oczu. Moje ciało przeszedł spazm. Nie czekając już ani chwili wypadłem jak burza z tego domu, moje oczy zasnuła mgła łez, biegnąc nie zauważyłem niczego, nawet tego, że drzewa na które wpadam rozwalają się w pył. Nic się już nie liczyło, oprócz tego czym się teraz stałem....


**************************************************************************

Było kilka głosów za i przeciw temu abym pisała prozę, postanowiłam jednakże spróbować. Mam nadzieje, że się wam podoba :) - Wasza Sesil