środa, 5 czerwca 2013

VII

-Odwal się ode mnie! Co to za durne wierszydło?! Żarty se ze mnie stroisz?! - spojrzałam na niego jak na przygłupa.
-Mówi się "sobie", a nie "se" i przestań kłapać dziobem na temat o którym nie masz pojęcia. - Tak szczerze to sama nie wiedziałam co to znaczy. Proroctwo zrozumieć może tylko sam zainteresowany, ale nie zamierzałam go w tym punkcie oświecać. Niech sam się pomęczy. Szatański uśmieszek wpłynął mi na twarz. - A co do żartów to chętnie, ale może innym razem. Teraz siądź tutaj i myśl co to może znaczyć.
- Nie będę się zastanawiał nad jakimś wierszowanym świństwem. Jestem głodny! - ostatnie słowo warknął. Oczy mu się zaświeciły, wysunął kły. Patrzył na mnie jak na przekąskę. Zadrżałam wewnątrz siebie, lecz przybrałam zwykły wyraz twarzy i powiedziałam z przekąsem.
- To idź zapoluj. No już... co tu jeszcze stoisz?
Najpierw patrzył na mnie ze złością, później za wstrętem, aż w końcu zwiesił głowę i szepnął -Nie mogę....- Jego oczy zmatowiały. Osowiał i rzucił się na łóżku skręcając się z bólu.
- Jeśli nie zapolujesz, zginiesz. - poinformowałam go oschle.
-Wiem - odpowiedział z twarzą ściągniętą bólem - ale ja... ja...
-Co ty?- spytałam zdziwiona.
-Ja nie chce być zabójcą - powiedział cicho i jedna krwawa łza spłynęła po jego policzku.
*
-Cały dzień dobrej roboty i jeszcze premia! - Cieszył się wracając do domu z siekierą zarzuconą na plecy. Udało mu się dziś sprzedać całe drewno po wysokiej cenie i był z siebie dumny jak paw.Po pracy poszedł jeszcze na targ i kupił łut mięsa. Ale jego córa będzie cieszyć! Gdy pomyślał o niej serce aż mu podskoczyło z radości. Jego piękna i delikatna córcia czekająca na niego w domu. Już nie mógł się doczekać by ją zobaczyć!
*
Dojechał na miejsce gdzieś około południa. Nie było go w domu tylko dwa dni, ale i tak aż go skręcało z niepokoju. Czy wszystko z nią w porządku? Czy jacy zbóje nie napadli? Starał się jednak być dobrej myśli. 
Pierwszą oznaką nienormalności było brak dymu z komina, ale nie przejął się tym za bardzo, było ciepłe popołudnie, nie trzeba było rozgrzewać paleniska. Stanął  przed drzwiami, poprawił włosy i wszedł do domu. Jego córka leżała na łóżku. Wyglądała jakby spała. Zaczął podchodzić i z każdym krokiem co raz bardziej przekonywał się, że coś jest nie w porządku. Była chorobliwie blada, złote warkocze okalały jej białą twarz, a jej ręka było ustawiona nienaturalnie. Wziął tą rękę. Była zimna jak lód, obrócił ją i zamarł. Od spodu była rozerwana jak zębami jakiejś bestii. Niedowierzanie... i nagły błysk zrozumienia. Padł na kolana i rozpłakał się. Jego córka... jego ukochane i jedyne dziecko było martwe.
*
Dwa dni siedział przy niej nie jadł i nie pił. Tylko płakał. Po dwóch dniach sklecił trumnę i wykopał wielki dół pod starym rozłożystym dębem koło domu. Złożył córkę do trumny i wywindował ją sznurem na dno dołu. Wyciągnął linę i zakopał. Stanął nad grobem czując się pusty. Jego wzrok skierował się na linę. Jak robot podniósł ją i zawiązał odpowiedni supeł. Wszedł na drzewo i przywiązał pętle. Nie zastanawiając się długo założył ją na szyje i skoczył mając przed oczami grób swej ukochanej córki.
*********************************************************************************************
To był bardzo trudny do napisania rozdział. Proszę o szczere opinie.
łut = 13g

1 komentarz:

  1. Podoba mi się Twoja twórczość Natalio. Potrafisz zaciekawić, wciągnąć. Umiesz przekazywać uczucia.. to chyba Twoja poetycka strona to daje. U mnie niestety brak tego :( Co do szczerości. O.K budowa zdania. Są za krótkie. W ostatnim akapicie emocje przecież są ogromne, ale spłyca je krótka forma zdań.I jeszcze jedno...pisz częściej. :D

    OdpowiedzUsuń