poniedziałek, 29 grudnia 2014

XXV

Przerażony cofnąłem pazury i zmieniłem się znów w demona. 
-Kim ty jesteś Mścicielko? - myślałem patrząc na dokładnie takie same kałuże krwi przy obu niewiastach. Nagle coś mnie odrzuciło od ciała a na miejscu pustki wokół pojawiła się tarcza. Wyczuwając starożytną magię zrobiłem znak powrotu do piekieł. Bałem się cholernie. Któż z przedwiecznych się w to miesza i dlaczego? Powiał wiatr zwracając moją uwagę na otoczenie. Strach wyolbrzymił wściekłość i ból w oczach wampira, uczynił krew gęstszą i jaskrawoczerwoną. Przez chwilę nie mogłem oderwać oczu od zamglonych agonią czarnych ślepi Mścicielki. Słyszałem szum mojej własnej krwi pędzącej w żyłach i otwierającej we mnie nowe doznania. Co dokładnie czułem? Nie wiem. Ale nagle przepuszczony przez barierę uklęknąłem i podałem jej do ust przecięty na pniu nadgarstek. Przełknęła pierwszy i drugi łyk, a jej oczy zmętniały jeszcze bardziej i wydała swoje ostatnie tchnienie. Jedyna łza w moim życiu wypłynęła z pod oka. Spadła na jej policzek, a ja podniosłem się i obróciwszy się jeszcze raz w jej stronę wszedłem w portal.
*
Wyłem przy ciele Demonicy nie mogąc zrozumieć jak zwykła strzała mogła ją zabić. Gdy opadł szok poczułem zimno w mojej ręce. Otworzyłem dłoń zaciśniętą na strzale. Jedna drzazga wbiła się w moją skórę. Zimno powoli rozprzestrzeniało się po nadgarstku, aż doszło do mostka. Padłem sparaliżowany na ziemię, błagając ból, by ustąpił przed śmiercią. 
*
Śmierć w panice pędziła w stronę małej polanki. Czuła To. Czuła smutek ziemi pod młodym ciałem i własny przy duszy swojego brata. Wiedziała, że nie ma wyboru. Nie mogła wskrzesić obojga. Jak mogła popełnić ten straszny błąd i dać strałę Mścicielce?! Pierwszy raz od początku świata dała się opętać zazdrości. Przeźroczyste łzy mieniły się w rosie na ziemi. Pierwszy raz poczuła się naprawdę żywa, a wiedziała, że nic dobrego to nie wróży dla świata. Brama załamywała się, a ona wiedziała, że nie może już jej powstrzymać. Patrząc ostatni raz na świt zrobiła jedyne co mogła by ocalić dusze niewinnych - rozpłynęła się w nieświadomości oddając Kosę młodej niczego nie świadomej istocie. 
*
Pusta przestrzeń unosząca mnie ponad bezmiarem. Ułamkiem zmysłów wyczuwałam szept unoszący się tuż przede mną, a jednak tak daleko, że nie rozróżniałam słów. Odkryłam nagle, że mogę poruszać się w przestrzeni myślą. Cóż to za rozkosz po dawnych ograniczeniach. Jakich ograniczeniach? Pamiętałam mgliście, że coś się kiedyś zdarzyło, ale czy było to ważne? Oddałam się bezmiarowi powoli tracąc nawet myśl w pędzie. Nagle zatrzymało mnie mocne wezwanie. Mimo iż nie było tu ścian została przygwożdżona do nicości i oślepiona światłem. "To nie Twój czas! To nie Twój świat! Pamiętaj: Dusze złączone, słowa Śmierci dla Ciebie przeznaczone!". Do mojego umysłu wlała się fala wspomnień i uczuć. Nic nie było poukładane i nie chciało się układać. Wszechobecna pustka nie pomagała w kojarzeniu faktów. Przygnieciona tym wszystkim leciałam w dół jak lalka z urwanymi sznurkami. Im niżej się znajdowałam tym bardziej czułam. Ból, tęsknota i rozdzierające niezrozumienie. Co mam zrobić!!! Zaczęłam się czołgać w stronę skąd przyleciała strzała. Zobaczyłam krew ściekającą do ust Mścicielki i znikającego demona. nagle olśniła mnie prawda. 
-Jesteśmy jedno - podpełzłam do zabójczyni i posmakowała krwi którą ta wcześniej spijała. Jej umysł rozjaśniło światło. - Ja jestem światłem! Światłem! Światłem! 
-Cieniem! Cieniem! Cieniem! Odezwał się głos tuż obok niej. Słowa wydobywały się z ust Mścicielki. Jej oczy jarzyły się nicością jak oczy Pradawnej Śmierci. -Nowa władczyni Świata Umarłych umknęła rękom Demonicy i szyderczo się śmiejąc pognała w mrok. Demonica wykończona wszystkim podniosła się na tyle by podejść do wampira i pocałowała obdarowując go ostatnią kroplą krwi starego demona. 
************************************************************************
Przepraszam Was bardzo. Nie potrafię pisać w terminach. Mam nadzieję, że ktoś jeszcze czeka na ten rozdział. Miłej lektury. 

niedziela, 26 października 2014

"Rozdział I"

/ Moi Drodzy!
Zebrałam się w sobie i postanowiłam poprawić stare błędy. Nie było to łatwe i jest to dopiero część, ale uważam, że było warto :) starą wersję pozostawię ku potomności. Może jeszcze ktoś się z niej pośmieje oprócz mnie ;) Pojawią się na górze strony linki porządkujące zawartość bloga na starą i nową wersję. Miłego czytania i mam nadzieję, że spodoba się Wam poprawiony tekst! Pozdrawiam i dziękuję, że jesteście nadal ze mną. - Wasza Sesil /

Obudziłem się, a moją pierwszą myślą było, jak mnie koszmarnie wszystko boli. - Co u diabła?! Przecież jestem duchem. Nie żyje. Wniosek: Nie może mnie nic boleć! Czułem nie raz ból wchodząc w ciała śmiertelników, ale nigdy nie było to tak intensywne. Pomimo wszystko wiedziałem jedno, wcale, a wcale mi się to nie podoba! Grr. Usiadłem na jakimś pieńku i zacząłem intensywnie myśleć. Co się mogło stać? Odkąd pamiętałem miałem całą wiedzę świata, więc ta wszechobecna pustka w mej pamięci była mocno irytująca. Nagle ni stąd ni zowąd zawiał wiatr, a moje ciało zadrżało od nadmiaru doznań. Czując się co raz gorzej stwierdziłem, że skoro na razie i tak nici z odzyskania pamięci poszukam ludzkich istot, może ktoś będzie mi w stanie pomóc. O zgrozo! Ja! Najwyższy Brat Śmierci musiałem szukać pomocy! Ktoś za to zapłaci duszą...!

Po jakiejś godzinie potykania się o suche gałęzie i przeklinania swojego położenia, znalazłem pojedynczą chatkę w lesie Coś się jednak nie zgadzało - słyszałem rytm dobiegający z domu. Nie była to muzyka, przynajmniej nie taka którą znałem z uszu śmiertelników. To było coś innego, bardziej przyciągającego. Im bliżej byłem, tym bardziej przyśpieszałem kroku. Nie wiedziałem dlaczego, ale musiałem jak najszybciej się tam znaleźć. Gdy byłem już jakieś dwa metry od domu drzwi się otwarły i wyszła z nich dziewczę. Dwa złote warkocze ozdabiały delikatną, niewinną twarz. Niebieska sukienka delikatnie falowała na wietrze, gdy dziewczyna wyszła na podwórko i zaczęła karmić kurczaki, biegające po podwórzu. Nie zauważyła mnie pochłonięta pracą. Nagle zawiał wiatr i straciłem panowanie nad swym ciałem. Upadłem na kolana i zacząłem się wić w nagłej gorączce. Dziewczyna zdziwiona podniosła wzrok i spojrzała na mnie. Jej niebieskie oczy wyrażały wielkie zdumienie, lecz ja już tego nie widziałem. Cała moja uwaga skupiła się na delikatnym, białym nadgarstku. Czułem bijące od niego zimno. Zareagowałem bez udziału woli - skoczyłem na dziewczynę, przywarłem zębami do jej nadgarstka i przeciąłem skórę. To było najdziwniejsze uczucie na świecie, jakby zimno powoli koiło trawiącą mnie gorączkę. Koiłem ból nie zważając na nic. Dopiero później zdałem sobie sprawę, że ten wysoki nieprzyjemny dźwięk wibrujący koło mnie, był krzykiem dziewczyny, którą właśnie zabijałem.

Obudziłem się znowu. Leżałem na trawie cały umazany czymś czerwonym i kusząco pachnącym. Obok mnie ktoś leżał, lecz na razie nie chciałem sprawdzać kto to. Nie było mi to potrzebne. Czułem się przyjemnie rozluźniony. Po pewnym czasie zauważyłem, że leżąca koło mnie osoba nie porusza się. Zaintrygowany podniosłem się na łokciach i zamarłem w tej pozie. Obok mnie leżała dziewczyna z rozerwanym nadgarstkiem. Piękne jasnoniebieskie oczy patrzyły pusto na niebo, złote warkocze leżały koło głowy układając się w aureole. Była w tym wszystkim tak niewinna, i piękna... Moja głowa zaczęła boleśnie pulsować, gdy wspomnienia powracały. Pragnienie życia, Pakt z Siostrą i zapłata... z gardła wydarł mi się jęk. - Boże, co ja zrobiłem! - Wirujące myśli uniemożliwiały logiczne myślenie. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że właśnie kogoś ... zabiłem. Była to porażająca prawda. Nie wiedziałem jak wytłumaczyć to co się stało, ani jak sobie z tym poradzić. Milczący trup pod moimi stopami zabijał we mnie wszystko inne, zastępując paniką. Stałem się potworem. Byłem czymś nowym, zakłócającym sens rzeczy. Czymś co nigdy na prawdę nie powinno powstać. Nie chciałem tego nazwać. Trzęsłem się jak osika, pragnąc odwrócić się i zaprzeczyć wszystkiemu. Mój wzrok mimowolnie skierował się na złotowłosą. Decyzję podjąłem od razu: nie mogę jej tak zostawić. Wziąłem ciało na ręce i zaniosłem do domu. Obmyłem nadgarstek z krwi i ułożyłem jak do spoczynku. Nie mogłem uwierzyć, że już nigdy nie otworzy tych pięknych, niebieskich jak niebo oczu. Moje ciało przeszedł spazm. Nie czekając ani chwili dłużej wypadłem jak burza z tego domu, moje oczy zasnuła mgła łez. Biegnąc nie zauważyłem niczego, nawet tego, że drzewa na które wpadam rozwalają się w pył. Nic się już nie liczyło, oprócz tego czym się teraz stałem.... Przerażenie i wściekłość buzowały we mnie. Co to ma wszystko znaczyć! Czemu jestem potworem?! Dlaczego Siostra mnie tak pokarała? Niewiedza paliła mnie jak rozżarzone węgle. Jedno było pewne – uciekać stąd! i to jak najdalej!

Nie wiem ile czasu tak biegłem. Moje ciało nie męczyło się, zmysły stępiały. Nic nie potrafiło oderwać mnie od zabójczych myśli... gdy nagle znów usłyszałem Ten rytm. To była agonia. Czułem jak ból rozrywa mnie na kawałki, a panowanie nad mym ciałem przejmuje żądza. Pragnąłem tego! Tak bardzo pragnąłem usłuchać zewu, byle to się skończyło. Mięśnie spięły się do biegu i po chwili sprintem pędziłem przed siebie. Myśli wyrywały mnie w tył, lecz rytm obijał się o uszy raniąc je boleśnie i nakazując biec dalej. Z mego gardła wyrwał się skowyt.
-Nie zrobię tego jeszcze raz! -Z najwyższym trudem nakazałem kolanom zaryć w ziemię. Gdy tylko poczułem otrzeźwiający ból odwróciłem się i pobiegłem w przeciwnym kierunku. Uciekać! Uciekać! - to słowo powtarzane jak w mantrze pozwalało mi okiełznać żądzę. Biegłem niezmordowany, gdy nagle... uderzyłem w mur. Tak przyznaje się, jestem idiotą, no bo jak można nie zauważyć ogromnego szarego muru przed sobą? Wstałem i otrzepałem kurz z kurtki. Spojrzałem na mur i szczęka mi opadła. Była w nim dziura na 2 metry w kształcie człowieka. Jakąś minutę zajęło dotarcie do mojego mózgu faktu, że ja stworzyłem to groteskowe wgłębienie. Tego było dla mnie za wiele odwróciłem się od muru i ... oczy zrobiły mi się jeszcze większe. Za mną była ruina! Las wyglądał jakby przeszła przez niego trąba powietrzna. Szok. Cholera! TO moja robota?! Odwróciłem się czym prędzej od tego obrazu nędzy i rozpaczy. Przed sobą znów miałem mur. Z oczami jak spodki podszedłem do małego pieńka i opadłem na niego nie mogąc uporządkować myśli. Co to ma znaczyć?! Pył, który się wzniósł przy zderzeniu zaczął opadać i gryźć mnie po gardle przywracając mi świadomość własnego ciała. Zadziwiające było jednak to, że czegoś mi brakowało. Wsłuchując się w swoje ciało, zdałem sobie sprawę, że czekałem na ból, który nie nadszedł. Gdy adrenalina opadła, w głowie pojawiało się co raz więcej pytań. Obijanie ich w kółko nie dawało odpowiedzi, więc skupiłem się na najbliższym otoczeniu.
-Dlaczego solidna, uformowana przez człowieka skała stoi w środku lasu?- Tak wiem, nie było to błyskotliwe, ale postanowiłem to sprawdzić. Zacząłem obchodzić mur z jednej strony. Na oko miał jakieś sto metrów! Pochłonięty myślami stawiałem nogę za nogą ledwo rejestrując otoczenie.

Mur okazał się dużo dłuższy niż przypuszczałem. Po czterech godzinach zmęczony przeżuwaniem tych samych pytań zacząłem się przyglądać cegłówkom. Coś mi się nie zgadzało… Raz, dwa, trzy, raz, dwa, trzy. Po każdych trzech krokach sekwencja cegieł i wgłębień po nich się powtarzała! Co to za piekielna sztuczka?! Wkurzony stwierdziłem, że skoro nie da się obejść tego muru to na niego wskoczę. Tak przyznaje, spadłem jakieś pięć(dziesiąt...) razy, ale co dziwne ucierpiała przy tym tylko moja duma. No cóż, najwyraźniej byłem niezniszczalny. Gdy wreszcie wdrapałem się na ten przeklęty mur (na który straciłem już 4 godziny … grr) zobaczyłem stare zamczysko, które ledwo stało. Zapuszczony ogród porośnięty był dzikimi różami i mnóstwem innego zielska. Stare pokruszone mury były zimne i niedostępne. Całość przedstawiała obraz nędzy i rozpaczy, czyli jak kto woli, totalny wygwizdów: zero ludzi, zero techniki, zero nowości. Uśmiechnąłem się – odnalazłem RAJ!
Stwierdziłem ,że muszę się zadomowić w nowym miejscu, zacząłem więc od przeglądu pokoi. Większość (czyli 15) było w rozsypce (czytaj: bez dachu, podłogi lub ścian) trzy zachowały się jednak w miarę dobrze. Czas oszczędził nawet kilka wiekowych mebli i ozdób, pochodzenia co najmniej królewskiego! Cieszyłem się jak małe dziecko : MAM WŁASNY DOM!
Przeszukanie wszystkich zakamarków zajęło mi trzy dni. Znalazłem mnóstwo ozdób, odznaczeń, naczyń i ubrań. Przez cały ten czas nie mogłem spać. Dlaczego? Bo jak tylko zamykałem oczy widziałem piękne złote warkocze układające się w aureole i te oczy, niebieskie jak niebo. Wiedziałem, że zasłużyłem na poczucie winy, jednak starałem się je odrzucić. I tak nie mogłem już jej pomóc. Łzy, mimo wszystkich starań, spływały po mojej twarzy krwawym korowodem, przypominając mi jakim jestem potworem.
*
Z każdym dniem abstynencji stawałem się coraz słabszy. Po paru dniach ledwo mogłem stać na nogach. Ból głowy, suchość w gardle i gorączka ćmiły mój umysł. Wiedziałem, że długo tak nie pociągnę, ale nie mogłem się zmusić do polowania. W myślach wciąż widziałem te puste niebieskie oczy… Czy to się nigdy nie skończy?! Przecież śmierć musi w końcu nadejść... ale nie nadchodziła. Dziewiątego dnia usłyszałem coś, co mnie zmagnetyzowało. Gdzieś na obrzeżach umysłu tłukło się niemiłosiernie zwiększając agonię.  Wiedziałem, że skądś znam ten rytm, ale nie miało to już znaczenia. Musiałem to DOSTAĆ! Jedyne pragnienie, jedyna potrzebo… już IDĘ!



niedziela, 14 września 2014

WAŻNE!!!

Widzę po niektórych komentarzach, że absolutnie miesza się fabuła, osoby i ich cele. Czy macie jakieś propozycje lub rady jak zażegnać ten problem? Bardzo proszę o komentarze. Zaś jeśli ktoś rozumie wszystko też proszę o informację. Da mi to lepszy obraz problemu :)  zZ góry dziękuję i pozdrawiam - Wasza Sesil

sobota, 13 września 2014

XXIV

Strzeliłam. To piękne uczucie spełnienia, gdy wiedziałam, że trening u Śmierci na coś mnie przygotował. Po niesamowicie długiej chwili strzała trafiła w miejsce przeznaczenia, a demonica zaczęła pluć krwią. Stojący obok wampir ryknął z gniewu i pochylił się nad nią wrzeszcząc o pomoc. Uśmiechnęłam się mściwie. Wiedziałam czym strzelałam. Nie miała szans z tego wyjść.
*
Szukałem Sługuski Śmierci już trzy dni. Byłem mocno wkurzony. Tak mnie wykiwać. Cholerna Sługa! Cholerna Śmierć! - nagle dotarł do mych uszu skowyt nie z tego świata. Poczułem powiew duszy uciekającej ze świata. Wiedziałem, że to pewnie moja jedyna szansa na złapanie Mścicielki. Zmieniłem się w Shaloe i poleciałem za coraz lepiej wyczuwalnym zapachem bliskiej śmierci.
W moim umyśle zapaliła się czerwień. Tym razem była bardzo intensywna. Sekundę później w moim pokoju zmaterializował się jeden z Wielkich.
- O co chodzi Nostradamusie?- zapytałam zaciekawiona patrząc w oczy mglistej obescności kościanego smoka. -Czy to któryś z Was umiera? Widzę bowiem, że odchodzi Przedwieczna Krew.
-Witaj Śmierci. Nie. Ona dopiero do nas miała dołączyć.
Zdziwiłam się na te słowa. Żeńska wyrocznia?
-To już czas.- kontynuował w ogóle nie zważając na mnie.- Pierwsza Przedwieczna została zatrzymana w drodze przez Ciebie! - powiedział z lekkim sykiem. Czułam bijące od Niego zagrożenie.
- Cóż zrobiłam? - powiedziałam lekkim tonem. Byłam spokojna. Nie mogło chodzić o Brata, zaś na niczym innym mi nie zależało.
- Twój twór ją zabija. To właśnie czujesz. Pamiętasz Starą Strzałę z Niebiańskiego Drzewa? Oddałaś Ją swojemu tworowi wbrew wszystkim paktom. Odkręcaj więc teraz co zaczęłaś. - zniknął. Poczułam jak wrażenie jego osobowości oddala się. Przez strach przed Przedwiecznym zaczęła przebijać się wściekłość ale i zainteresowanie. Przez, a może dzięki temu, że Mścicielka źle wysyrzeliła dowiem się kto jest tak ważny dla Przedwiecznych. Jedyne co wydało mi się dziwne to to, że nie dostałam Wezwania przed całą Radę, ani wiadomości przez posłańca. Czyżby Nostradamus próbował coś ukryć przed resztą Przedwiecznych?... hmmm - uśmiechnęłam się - interesujące...
*
Ból w piersi i krew w ustach. Obezwładniająca adrenalina i panika odbierały mi kontakt z rzeczywistością. Oczy zaszły bielą. Nie mogłam skupić się na źródle wyniszczającego mnie chłodu. Mrugałam co chwilę raz widząc, raz tracąc obraz. Strzała. Czarna, zakończona perfekcyjnie wyciętymi kruczymi piórami stercząca z mojej piersi. Nagle znika, lecz czuję jak penetruje moje ciało szukając... wdzierając się powoli do każdego zakamarka, wysysając życie. Słyszę jak ktoś krzyczy, czuję jak cały świt się tręsie i wibruje. Próbuję uciec lecz coś mnie budzi. Słyszę trąby, a wśród nich małego słowika. Chwilę później zapada ciemność.
*
- Nie. NIE. NIE! NIE UMIERAJ! Z mojego gardła wydarł się skowyt. Ona nie. Nie ona. Ona musi żyć! - myśli biegły wlasnym torem. Wyrwałem z boku strałę i przełamałem na pół. Demonica zaczęła się wić i wrzeszczeć z bólu. Z ust wydarło mi się wreszcie -POMOCY!!! - opadłem na kolana koło młodej demonicy, która w kilka minut zaczęła dla mnie znaczyć wszystko. Zrospaczony nie zauważyłem nienaturalnie wielkiego Shaol'a, który zatoczył koło i wpadł między krzaki.
*
Odesłałam łuk i odkaszlnęłam. Coś zbierało mi się w gardle. Z każdą chwilą kaszlałam mocniej. Nagle ręka, którą zakrywałałam usta spłynęła krwią i została powalona na ziemię przez wielkiego Shaol.
*
Krew. Mnóstwo krwii zalało moje pazury choć nie przecieły one nawet szaty Mścicielki.  Zaskoczony przybrałem normalną formę i przyjrzałem się dziewczynie. Była nieprzytomna, a z jej ust, tak jak z ust demonicy leżącej kilka kroków dalej, ściekała stróżka krwii.

piątek, 22 sierpnia 2014

XXIII

Duchy bagien… tak wiele samotnych dusz uwięzionych za cienką płachtą ładu tego świata. Aura niecierpliwości narasająca od trzystu lat zaczynała naruszać delikatną strukturę. Pieśń płynęła z dnia na dzień słyszalna co raz wyraźniej w snach Oświeconych. I tym razem zabrzmiała delikatnie kradnąc chwilę życia słuchaczy…

Kim są, kim są? 
Czego chcą, czego chcą? 
Duch, Piekielny, Wampir, Śmierć,
Piekielna miłość i zwodniczy śmiech 
Diabeł połączył Świat niech nie rozłącza
Miłość, Żar czy Żądza? Miłość, Żar czy Żądza? 
Czemuż uciekasz, czemuż upadasz 
Biegnij Śmierci, biegnij, Stary Świat pogrążaj 
Licz tylko na siebie, od Świadomych żądaj 
Stary Świat upadnie, wszystko pójdzie w piach 
Wszystko się odrodzi, nadchodzi już czas …  
*
Obudziłem się i poderwałem na nogi prawie wybijając dziurę w prowizorycznym szałasie. Ten problem został jednak szybko zażegnany, bowiem mroczki w oczach troskliwie usadziły mnie na moim tytanowym tyłku. Boleć nie bolało (jak zwykle), ale powróciło wspomnienie pierwszych dni. Uśmiech bez pytania świadomości wpłynął na moje usta i miałem szczerą ochotę się śmiać. Po chwili zapomnienia moje zmysły zaczęły badać otoczenie. Za nic nie mogłem zrozumieć co robię na północy bagien skoro dopiero niedawno płytko zagłębiłem się od strony południowej. Po co w ogóle uciekłem znów na bagna? Nagle przed wejściem do szałasu stanęła piękna kobieta. Patrząc na nią poczułem krążący w żyłach testosteron. Wampirze zmysły były bardzo silne i trudno było im się przeciwstawić. Nie pamiętam, kiedy ostatnio którykolwiek z dam czy wieśniaczek działa na mnie w ten sposób. Dawno porzegnałem się z igraszkami pewny, że odkryłem już wszystko. Jak to możliwe, że ta przebrana w zbroję amazonka mogła być tak pociągająca by mnie rozbudzić?
*
Nie zauważyłam, że wstał póki nie poczułam jego wzroku na moim nowym ciele. Paliło, choć nie widziałam jego oczu. Dlaczego patrzył na mnie w ten sposób? Najpierw ten pijak, teraz wampir? Jaka jestem? Nie miałam czasu ni możliwości przyzwyczaić się do nowego ciała a co dopiero je oglądać. Mimo, że uczono mnie wszystkiego, calkiem inaczej patrzyło się na to w realnym świecie. Pożądanie samo zaczęło rosnąć, wyzwalając we mnie nieznane wcześniej instynkty. Postanowiłam wykorzystać tą małą przewagę nad dawnym podwładnym i odwróciłam się z pełną gracją, wykorzystując urok wyuczony na szkoleniach.
*
Odwróciła się z gracją, której nie widziałem u śmiertelnych. Piękne migdałowe oczy w barwach zachodzącego słońca, usta w głębokim koralu.
Lekko złotawa gładka cera podkreślona białymi refleksami na skórzanym gorsecie ujmującym jej niesamowitą figurę i kształty. Perfekcyjna. Tak perfekcyjna, że nie mogłem oderwać wzroku. Wiedziałem, że stoję jak idiota i patrzę na nią cielęcym wzrokiem, ale za nic nie mogłem zebrać się na tyle by odzyskać władzę nad własnym ciałem, a co dopiero umysłem. Spróbowałem podejść, ale potknąłem się o wystający korzeń. Z szybkością, którą ledwo zarejestrowałem podtrzemała mnie i położyła na plecach. Patrząc sobie w oczy zaczęliśmy się uśmiechać, a póżniej śmiać. To było cudowne przeżycie.  Miała piękny śmiech, głeboki i bardzo melodyjny. Kiedy zamilkliśmy przeczesała dłonią po kruczoczarnych falach i zapytała, patrząc na mnie z nadzieją.
- Pamiętasz mnie? - myśli wirowały po 300 latach mojego istnienia tak bardzo pragnąc ją rozpoznać. Niestety nic to nie dało.
- Nie. Jak się nazywasz?
*
Nie kłamał. Wiedziałam, że wymazano każdy szczegół tak dokładnie, że niemógł pamiętać. Po co w ogóle go szukałam? - popatrzyłam na niego ciepło. Był jedynym dobrym wspomnieniem z mojego starego życia. Tylko przy nim zapominałam o tym kim byłam. To dzięki niemu odkryłam moją drugą naturę. Musiałam przynać przed samą sobą, że mnie przyciągał jak magnes. Pomimo wszystko, jednak nie powinnam go szukać. - opuściłam głowę ruszając nią lekko na boki by zaszumiały włosy. Zawsze tak robiłam, gdy musiałam podjąć trudną decyzję, to mnie uspokajało
*
Zamyśliła się jakby wspominała. Opuściła głowę tak, że włosy zasłoniły twarz. W tym samym momencie przed oczami przeleciał mi obraz - mała dziewczynka z kruczoczarnymi włosami majdająca nogami na kufrze w moim starym domu. Skąd ta wizja? Przecież nikt nie był ze mną w tamtym domu! Trzymałem to miejsce w głębokiej tajemnicy jako ostatni azyl. Jak mogłem ne pamiętać takiej rzeczy?! Później... co było później?! Wieśniak, ale.. jak go znalazłem?! Jak wylądowałem w tamtym namiocie i skąd wzięła się zagadka od Śmierci?! Myśli wirowały sprawiając, że znajdywałem co raz więcej dziur w mojej przeszłości. Popatrzyłem na piękną dziewczynę. - Skąd mnie znasz? - zapytałem nie wiedząc na pewno, czy chcę znać odpowiedź.
*
Czułam jak jego myśli wirują, a ciało spina się pod ich wpływem.
- Skąd mnie znasz? - zapytał z lękiem w oczach i mętlikiem w myślach.
- Usiądź przyjacielu -powiedziałam spokojnym głosem chcąc go podtrzymać gdyby upadł.
- Odpowiedz - powiedział, opanowując strach lecz odsuwając się ode mnie znacznie. Z jego postawy biła niepewność. Co go aż tak wyprowadziło z równowagi? Nagle z myśli wyłowiłam jego schronienie - miejsce gdzie pierwszy raz się spotkaliśmy. A więc pamiętał? Zobaczyłam jak włosy młodszej mnie opadają na twarz i poruszam głową w ten charakterystyczny sposób. Zrozumiałam, że właśnie to rozszczelniło blokadę. Z wielka trudnościa przypominając sobie stary ton głosu i ruchy powtórzyłam jak w mantrze słowa : Moje życie jako dziecka demona się skończyło, mój czas dobiegł końca i muszę przejść inicjację oddania duszy! - Czułam niesamowitą moc płynącą z tymi słowami, rwącą wręcz na kawałki świadomość i duszę o której istnieniu w moim ciele tylko ja wiedziałam. Nagle poczułam jak tracę kontrolę nad swoim ciałem i słuchałam jak mówił przeze mnie jeden ze Starszych.
*
Wszystko w moim ciele syciło się aurą wysyłaną ze słowami Małej damy. Tak. Wiedziałem już kim jest. Wspomnienia powracały, utruniając poukładanie wszystkiego w jakąkolwiek logiczną całość. Nagle coś przerwało czarę i poczułem obecność czegoś niezwykle potężnego.
- Nie dokonało się! Pół duszy dla ciała, 
Śmierć ten targ przypieczętowała. 
Z innegi świata Mścicielkę przyzwała, 
tylko łącząc się w jedno wezwanie 
duszę całą zachować będzie Ci dane!  - opadła nagle na kolana. Z jej oczu wyczytałem łzy, których nie mogła uronić jako demon. Podszedłem niepewnie. Nagle z Małej damy pomagającej mi w nowym życiu stała się kobietą, w dodatku z podzieloną duszą. Wiedziałem co to za ból. Sam przecież byłem kiedyś duchem. Nie wiedziałem co myśleć. Podszedłem i pozwoliłem się jej we mnie wtulić. Była wycieńczona. Czułem jak przelatuje mi przez ręce. W jednej chwili zdecydowałem gdzie ją zanieść.
*
Poczułam jego ciepłe ramiona zamykające się wokół mnie. W myślach zobaczyłam miejsce gdzie zamierzał mnie zanieść. Uśmiechnęłam się pod nosem i pozwoliłam myślom odpłynąć czując się bezpieczna.
*
Teraz - pomyślałam widząc jak opada bezwładna na ziemie, a wampir podniósł ją tak, że miałam jej serce jak na dłoni. Przywołałam łuk i przymierzyłam się do strzału czując jak powoli wypełnia się moje przeznaczenie.

***********************************************************************************
Powinniście mnie powiesić na suchej gałęzi. Korzę się uznając moją pełną winę za to jak późno jest ten rozdział. Przepraszam Was bardzo. Moim jedynym wytłumaczeniem jest, że rozdział przyprawił mi sporo trudności ze względu na treść. Nowy rozdział jest już w połowie napisany, więc mam nadzieję, że pojawi się dużo wcześniej niż ten ;) Pozdrawiam gorąco i w szczególności proszę o komentarze, tak ważne dla mnie w tym momencie :) - Wasza Sesil

piątek, 20 czerwca 2014

XXII

Przylgnęłam do Baala bojąc się zerwania łącza. Zapłaciłam za to lądując odepchnięta w kąt wielkiej sali. Kilka sekund po upadku poczułam jak coś szklanego rozbija się o moją głowę.

Nie pamiętam jak znalazłam się w lochach. Brudne, zabijające samym smrodem korytarze w których żywe dusze zmutowały się by przeżyć. Przebudziłam się z połową ciała w ściekach, głowa pulsowała ostrym bólem, a skroń miałam pociętą. Popatrzyłam na metalowe grube jak udo kraty. Nagle poczułam, że coś przebiegło mi po nodze. Popatrzyłam w dół by się przekonać, że był to szczur wielkości głowy. Odskoczyłam od niego uderzakac w niski sufit. Głowę przeszył ostry ból. O kochana Śmierci, ratuj!
*
-Jest w lochach?!
-Tak Panie - głos podwładnego zadrżał znacznie wyczuwając mój gniew.
- Cholerna sługa! Mój ukochany diadem! - moją uwagę przykóło zmieszanie młodszego demona - czego jeszcze chcesz mątwo?! - przerażenie w oczach podwładnego osiągało stan paniki.
- Ja tylko chciałem p...ppowiedzieć - wypiszczał zdenerwowany- że że Malgre, powiedziała, że da da... da się go naprawić.
-Zejdź mi z oczu! - młody demon stał sparaliżowany. - No już! - po moim krzyku demon zniknął. Dopiero wtedy przypomniałem sobie, że był to ostatni demon oprócz Margle, który mi służył.
-Cholera! - pomyślałem wściekły - dlaczego wszystkie demony to takie przeklęte tchórze i niedojdy. Nie dziw, że wciąż jesteśmy tak nieliczni. - myślałem z niesmakiem - z każdym pokoleniem można zauważyć zanik mocy. Żałosna chołota potrafiąca tylko pić, chędożyć i bawić się hazardem! - ostre przemyślenia przerwał mi szczęk kołatki do drzwi.
Po dłuższej chwili zdałem sobie sprawę, że nie ma kto otworzyć. Z wielką chęcią by pozbawic kogoś duszy na torturach podszedłem do drzwi i je otworzyłem. Pod drzwiami leżała paczuszka i list. Moją złość zastąpiło zaciekawienie. Wziąłem do ręki list i przeczytałem go szybko. Cóż to znowu za głupota - pomyślałem odwijając mały pakunek. W twarz uderzyła mnie chmura dymu...
*
Przemyślenia przerwał mi szczęk kołatki do drzwi. Po dłuższej chwili zdałem sobie sprawę, że nie ma kto otworzyć. Z wielką chęcią by pozbawic kogoś duszy na torturach podszedłem do drzwii i je otworzyłem. Przed drzwiami stał posłannik Lucyfera
-Pan cię wzywa Doradco - wypowiedział formułkę i nie czekając na nic więcej rozpłynął się w powietrzu. Czym prędzej zrobiłem to samo stając przed spokojną twarzą Lucyfera. W sali można było wyczuć aure ciekawości.
- Gdzie Mścicielka?
- Jaka Mścicielka? O czym ty na Piekło mówisz? - moje uszy wypelnił ryk gniewu.
- Jak mogłeś dać się oczarować! - Przyłożył mi ręce do skroni i przesiał wspomnienia.
- Czego szukasz?- wysłałem mu myśl
- Tego przyjacielu - odpowiedział głos, a ja poczułem ból głowy. Wspomnienia powróciły.
- Zabiję ją za to - wyszeptałem groźnie
- Zostaw to mnie, na razie spróbuj odnaleźć uciekinierkę.
- Dobrze Lucyferze - odpowiedziałem i wyszedłem szkicując w myślach plan zemsty na sługusce Śmierci.
*
Na przklętą ciemność! Po co Lucyfer pakuje w to swoje brudne łapy?! Skupiłam się na chwilę, lecz nic to nie dało. Zaklęcie zostało przełamane. Poczułam jak resztki tak usilnie zbieranej mocy opuszczają mnie. Spod mojej ręki usłyszałam cichy jęk mojego utrapienia.
-Pani, czy wszystko w porządku?  - Nie miałam siły odpowiedzieć. - przeniosłam siebie i posłankę do mojego walącego się królestwa. Za dużo pracy na ziemii ostatnimi czasy... Poczułam jak faluje moja szata, umierający niecierpliwili się. Zostawiłam pół przytomną Mścicielkę na drodze ku pałacowi. Będzie musiała poradzić sobie sama, nie mam czasu na niańczenie. Nie konała bynajmniej, więc wyrzuciłam ją z mysli i oddałam się błagającej fali dusz utrapionych życiem.
*
Krótki krzyk dotarł do moich uszu tak niespodziewanie, że wylałem na siebie kubek z obiadem. -Kto tu...?! - zdenerwowany poszedłem w stronę źródła dźwięku. Na miejscu nie zastałem nic prócz zanikającego portalu. Podszedłem bliżej badajàc podłoże. - Zastanawiające. Czego mógł tu szukać jeden z piekielnych?
*
Szłam ostrożnie w stronę dźwięku, próbując pozostać niezauważona. Moja intuicja podpowiadała mi ostrożność ale serce wyrywało się do przodu. Ukryłam się za wielkim drzewem i spojrzałam na polankę. Stał tam. Dokładnie taki sam jak pozostał w mojej pamięci. Sprawdzał wypalone znaki na mokrej ziemi. Już z mojej kryjówki rozpoznałam pieczęć Baala. Chwilę wpatrywałam się w pieczęć zastanawiając się nad sensem tego wszystkiego. 
- Kto tu jest? - usłyszałam baryton mojego dawnego towarzysza.
- Ja wampirze - odpowiedziałam i wyszłam zza drzewa.
- Kim jesteś i czego ode mnie chcesz? - zapytał z odrazą lustrując mnie z góry na dół. Patrząc na jego zimne i przymglone oczy zrozumiałam, że mnie nie pamięta.
-Jestem Meregold, niegdyś dziecko-demon. Ja Jestem Ta, która otworzyła ci oczy na świat. - klątwa oczyszczająca zadziałała. Wampir spojrzał na mnie tępo a jego oczy zaczęły biegać na wszystkie strony. Zanepokojona podeszłam. Udało mi się złapać go zanim opadł zemdlony na ziemię
*
Nie! Bracie! - zawyłam i teleportowałam się szybko na bagna. Zastała młodą demonicę stojącą nad moim drogim Bratem. Poznałam ja od razu dlatego nie pokazałam się. Poczułam jak demoniczna energia stabilizuje stan wampira, a demonica tworzy przejście. Nim zdolalam opanować zdumienie i zaprotestować oboje zniknęli w portalu.

**********************************************************
Witam Was z uśmiechem.  Mam nadzieję, że podoba Wam się rozdział i że tym razem nie jest za krótki ;) miłego wieczoru :) - Wasza Sesil

niedziela, 15 czerwca 2014

XXI

Ostatnim razem byłem na tych bagnach ponad 30 lat temu, nic więc dziwnego, że ciężko było mi rozpoznać choćby cień szlaku ku jednej z Nor. Były one moimi kryjówkami i spiżarniami, właśnie do tych miejsc kierowałem swe nogi gdy zbliżali się łowcy. Może to dziwne, ale nigdzie indziej nie czułem się tak dobrze jak na bagniskach. Było w nich jakieś nieuchwytne żadnym pędzlem piękno. Tak wiele życia, tak mało ofiar, których bym żałował. Nie wynużając się z przyjemnych myśli, zeskoczyłem z 10 metrowego drzewa i poprawiwszy plecak ruszyłem dalej.

Droga zajęła mi trochę czasu. Gdy dotarlem na miejsce, siadłem na ziemi i sięgnąłem do plecaka po starą, powycieraną książeczkę. Były w niej zebrane przeze mnie najważniejsze cytaty, które zasłyszałem w przez całe moje istnienie. Nie było tego dużo. 300 lat zmieściłem na zaledwie 50 stronach. Pozostało mi tylko kilka pustych kartek. Na chwilę zanurzyłem się w przeszłości. 
*
Czułam zmusłami, że zbliżam się do celu mojej podróży. Przemykałam nareszcie ciemną puszczą walcząc z lianam i mokrym, śliskim podlożem. Nareszcie ją dostanę! Już się nie wymknie - myślałam z iskrami ekscytacji w oczach. Nagle poczułam, że tracę grunt i wylądowałam twarzą w błocie tuż przed czyimiś butami. Wstałam szybko, słysząc szyderczy śmiech mężczyzny. - Kim jesteś łazęgo i jak śmiesz się ze mnie śmiać! - Z ciebie, czyli kogo? -usłyszałam ostry niczym ostrza szept. - Jestem sługą samej Śmierci pachołku!- wykrzyknęłam stając pewnie na ziemii i ocierając oczy z błota. Nagle poczułam jak coś niesamowicie silnego przybija mnie do drzewa i trzymajac mnie za szyje dyszy mi w twarz. Otworzyłam oczy i odeszła mi cała krew z twarzy. To był Baal - najbliższy doradca samego boskiego Lucyfera. 
*
Mój Panie! - głos posłannika wybił mnie z myśli i wzbudził mój gniew. - Czego chcesz?! - wycedziłem przez zęby powstrzymując chęć zabicia delikwenta. Poniekąd był bardzo przydatny. Nie wielu pozostawało na dworze tak długo by poznać przyzwyczajenia Pana Piekła. - Baal wysłał wiadomość. - Wiem wszystko o Baalu. Co to za śmieć? - powiedziałem z niesmakiem patrząc na ubrudzony błotem kamień. - To jego wiadomość - odpowiedział usłużnie półdemon. Podszedł do swego pana i rzucając kamień do góry podpalił go. W oczy uderzył mnie znak, który pojawił się na kamieniu. Był to znak mojej drogiej przyjaciółki. - Śmiechu warte Śmierci. - pomyślałem drwiąco - Zatem za swych posłanników wybierasz teraz nieudaczników bez manier. Ciekawe, czy jesteś już tak słaba, czy tylko udajesz ten opłakany stan. Czyżby piekło znów miało pokonać Śmierć? - zaśmiałem się szyderczo. -Ramal! 
- Tak Panie? - Przywołaj mi tu proszę Baala. Muszę z nim niezwłocznie porozmawiać. 
Bagna okazały się niesamowitym miejscem. Mimo celu podróży nie śpieszyłam się, badając je z zachwytem. Pełne demoniczne zmysły bardzo zmieniały świat w moich oczach. - Ciekawe jak ja zmieniłam się dla innych - pomyślałam - może jestem teraz potworem w ludzkiej skórze? - myśląc o tym przemierzałam coraz głębsze i bardziej zarośnięte czeluści bagien. Nagle z rozmyślań wyrwał mnie krzyk. 
Zamknij się! - warknął Baal zatykając mi usta. - Ona cię usłyszy! - zatkane usta nie pozwalały wyartykułować choćby słowa, więc ciskałam się w silnych objęciach próbując uwolnić usta. Jaka Ona, po co ktokolwiek miałby się pałętać po tych bagniskach? - Przestań się wiercić, albo skrócę ci twoją piękną szyjkę. - nie mając wielkiego wyboru uspokoiłam się i zaczęłam nasłuchiwać.Do moich uszu dotarł dźwięk butów zbliżających się w naszą stronę.

*************************************************
Moi drodzy! Czekaliście zbyt długo na ten rozdział. Chciałam Was z całego serca przeprosić, za tak haniebnie długi czas nieobecności.  Udało mi się skończyç gimnazjum ze świetnymi wynikami i teraz mogę się wreszcie zając tym co kocham - pisaniem. Już dziś zamierzam zacząć pisać następny rozdział. Do następnego, dziękuję tym, którzy zostali ze mną pomimo tak długiej przerwy. - Sesil

środa, 19 marca 2014

XX

Oślepiło ją jasne światło i dała ponieść się ciemności. Gdy wylądowała, wytrzeszczyła oczy ze zdumienia. Po co do Ciemności on polazł na bagna? Znalezienie go tutaj będzie trwało wieki. Na samą myśl o tym poczuła się znużona. Ehh... czekała ją niezwykle ciężka wędrówka w śmierdzącym i grząskim gruncie
*
Ależ to śmieszne - pomyślała świeżo upieczona Mścicielka.- Muszę wymyślić plan. Przecież nie jest tak łatwo zabić demona. Hmm - zadumana mimo woli zaczęła sunąć w stronę bagnisk i ... nagle coś ją odrzuciło. - O co chodzi! - pomyślała zła, że coś przerwało jej planowanie zemsty. Ponownie spróbowała zbliżyć się do bagna, ale i tym razem jakaś siła odrzuciła ją. Zła oddaliła się i z większą prędkością uderzyła w barierę. Nic to nie dało oprócz znalezienia się dwa metry dalej z potłuczonym tyłkiem. Przyspieszony kurs nie zapewniał wyrobienia mięśni i zwinności. Kipiąc ze złości zaczęła przeklinać wszystkie bóstwa jakie znała. Nie chcąc jednak przyzywać Śmierci, jej imię pozostawiła bez skazy i chodząc nerwowo w kółko zaczęła myśleć nad sposobami ominięcia bariery.
*
Stary Barney zawsze miał najlepszą gorzałkę w mieście. Gorzałka ta jak mówiono miała magiczne właściwości łączenia ludzi. Żadną tajemnicą było bowiem, że zarówno biedni i bogaci mieszkańcy Villehill odwiedzali starą karczmę "Pod Barney'em" by usłyszeć plotki i pogawędzić o starych czasach. Dziś głównym tematem było zniknięcie Lareya- miastowego lekarza, który z niewiadomych powodów wczesnym świtem zebrał swój drobny majątek I z nikim się nie żegnając ruszył pieszo drogą ku Droney. Recepcjonistka zbiega panna Forch siedziała przy jednym ze stołów i z widocznymi rumieńcami po stawianym zewsząd dżinie opowiadała o czymś z wielkim przejęciem. Nie chcąc zwracać na siebie uwagi usiadłem przy barze i poprosiłem o swój zwyczajowy napitek. Tak jak miałem nadzieję zaczęły do mnie dolatywać spore urywki historii z dzisiejszego ranka.
- Mówię prawdę! On w ogóle nic nie wspominał! Jeszcze dziś skoro świt spytał mnie ilu pacjentów jest zapisane i kazał sobie podać obiad na 15. - chwilowa przerwa w słowach kobiety i brzdęk szklanki z dżinem uświadomiły mi, że mój napitek jeszcze się przede mną nie znalazł. Popatrzyłem na barmana, który usilnie już ósmą minutę wycierał tą samą szklankę i nie mając nadziei na zmianę tej sytuacji słuchałem dalej.
...dziewczynkę od Loverów i chyba wyszedł przez okno. - czknęła - i nic, nic nie zostawił oprócz leków na ból dla małej. - z końcu usłyszałem wreszcie pytanie, które cisnęło mi się na usta.
- I co tera będzie, jeślim lekarza w miasteczku nie masz? - to był stary pijaczyna Brad, który z niezrozumiałych dla mnie powodów siedział spokojnie i wydawał się całkiem trzeźwy. Nagle mój wzrok przyciągnęła kobieca postać w czarnym jak noc płaszczu. Zamrugałem i już jej nie było... nie musiało mi się przywidzieć. Chcąc pozbyć się dziwnego uczucia krzyknąłem na barmana by dał mi napitek.

niedziela, 2 lutego 2014

XIX

Świat się nie skończył. Nawet teraz bolało. Wszystko tak bardzo bolało. Czemu byłam tą wybraną? To jak kamień u szyi... czemu musiałam zginąć?! By ona mogła żyć?! - Zauważyłam kontem oka czarny kształt unoszący się nad moją morderczynią. Poczułam jak moc od Tego napełnia mnie zimną furią. Nagle czarne szaty rozsunęły się i ukazało mi się oblicze samej Śmierci. Upadłam na kolana i wyszeptałam pełna pory: witaj Pani. Śmierć wzdrygnęła się, jakbym ją wybudziła z transu.
-Witaj duszo, co tu robisz?- zapytała zimno.
-Jestem tu odkąd ona - wskazałam dziewczynę - odebrała mi życie.
-Jak to się stało?- zapytała zaciekawiona nagle Śmierć. Aż drgnęłam z przejęcia, rozmawiałam z samą Śmiercią i była Ona łaskawa wysłuchać moją historię! Może mi pomoże...- powstałam i nie podnosząc wzroku zebrałam myśli.
-Zaczęło się od wizji innej krainy....
*
Słodycz dwóch ciał splecionych w uścisku, kilka słów w szepcie, kły i... krew. Rozkosz doznań i brak samokontroli. Poranna pobudka i rozpacz. Ucieczka i strach. Każdy blask jak zdrajca i pędzące za nim czarne anioły na skrzydłach zagłady. Czerwone oczy, wszędzie czerwone oczy i krzyk! - Obudził się zlany potem i drżący, a krzyk ucichł dopiero gdy zapanował nad głosem. Co noc to samo... ile bólu... drżał gdy obrazy dalej przelatywały mu przed oczami. Wszystkie kolory, smaki, uczucia, nic nie chciało blaknąć. Był skazany na nie tak jak na głód. Ile razy chciał umrzeć? Nie dało się policzyć... więc dlaczego jeszcze nie dał się złapać? Czemu nie dał pochłonąć się słodkiej ciemności zagłady? Miał przeczucie... po śmierci czeka go Coś dużo gorszego od strachu. Nie wiedział skąd biorą się wspomnienia ciemności, bólu i płaczących dusz za wiecznymi kratami. Każda sekunda w tamtym miejscu choćby jako obserwatora wydawała mu się gorsza, dlatego unikał tych wizji... Wiedział, że nigdy sam nie był duszą, więc skąd te obrazy? Wzdrygnął się, może lepiej nie wiedzieć. Wstał z posłania i ruszył dalej, nie może dać się złapać!
*
Dzień zmienił się w wieczór, a wieczór w noc. Jej zmysły, które przeniosły ją na polanę, wskazywały jej dalej drogę ku wampirowi, ale ku zaskoczeniu Meregold odległość między nimi zwiększała się w zawrotnym tempie. Czyżby on uciekał przed czymś? Zastanawiające... nie myśląc długo przywołała drugi portal i weszła w niego, nie zdając sobie sprawy, że właśnie zmienia scenariusz całej historii świata.

wtorek, 28 stycznia 2014

XVIII

Stała znów na znanej jej łące. Tak wiele wspomnień, których przecież nie powinno być. Orzechowe oczy i  twarz, na której zawsze w komiczny sposób wypisane były uczucia właściciela. Czemu tak ją to wzruszyło? Zaśmiała się w duchu, wreszcie poczuła się wolna. Krajobraz tonął w słońcu. Zeszła ze wzgórza i powoli, zamyślona zaczęła pokonywać odległość dzielącą ją od miasteczka, gdzie wszystko się zaczęło. Trawa uginała się pod stopami w zielonym kobiercu, słodko pachniała kwitnąca wiśnia. Czy zawsze tak tu było? Pytanie utonęło w innych myślach pozwalając młodej Meregold na chwilę szczęścia.
*
Muszę uciekać! To wrażenie pogłębiało się z każdą sekundą i napawało go takim strachem, że nie potrafił myśleć. Igła wypadła z bezsilnej nagle ręki, a serce podeszło do gardła. Kto go śledzi? Czemu znów wysłali na niego demona? Bał się jak cholera! Co tym razem będzie musiał zrobić, by przeżyć? Zadrżał na wspomnienie poprzednich stuleci, gdy tak często musiał się przenosić i ukrywać. Boże... czemu znowu! Kolana zaczęły mu drżeć, po chwili drżał już cały. Popatrzył na dziecko, które umierało pod jego rękami, bo nie mógł się pozbierać. Nie może jej tak zostawić. Otworzył okiennice wychylił się przez nie, by móc odetchnąć. Nie mógł pozwolić sobie na zabicie kogoś, przez roztrzęsienie. Utkwił wzrok w dalekich polach i znów jak przed laty odkrył w sobie wypalającą strach złość. Znów poczuł, że chce żyć. Powrócił przed stół operacyjny i zaczął szyć, zatracając się w tym i nie zważając na alarmujące zmysły, które zwiastowały przybycie prześladowcy.
*
Błysk i światło, nie było nawet ostatniej myśli, tylko biel i brak istnienia. 
*
To co widział było dziwne, a to co wydawało się to tłumaczyć przeczyło wszystkiemu o czym wiedział. Czemu jego Bracia tego nie dostrzegają? Posłaniec przysłał wiadomość, która może stać się kluczem do naszej zagłady, dlaczego więc nikt nie podszedł, by go wysłuchać. Jemu nie wolno było, najmłodszy musiał trzymać się z tyłu i obserwować. Znów będzie musiał siedzieć i czekać, aż ktoś zauważy? Czemu zawsze ma być na końcu?! Rozejrzał się i podszedł do posłańca jako cień. Witaj Panie, ukłonił się posłaniec, mam wiadomość od Śmierci.

poniedziałek, 13 stycznia 2014

XVII

Coś przecięło jej krąg, ból i upadek. Gdy w czach przestało jej się ćmić i wróciło czucie zdała sobie sprawę, że klęczy w bagnie. Co to k... jest?! Spróbowała wstać, lecz nie było to możliwe przy tak śliskim podłożu i zawrotach głowy. Nagle przed nią zmaterializowała się Śmierć we własnej osobie. Jej oczy błyszczały niezdrowym blaskiem, a twarz była jakby rozmazana i pod znanym mi już chłodem dostrzegłam skrzywienie ust w czystej nienawiści. Przepłynęła ona przeze mnie, lecz nie poddałam się. Skłoniłam się mało ceremonialnie i dalej próbowałam wstać. Kiedy cisza przeciągała się, lekko zirytowanym głosem zapytałam:
- O co chodzi?
-O to, że nie powinnaś już istnieć - powiedziała niby spokojnie śmierć. Łatwo wyczułam jednak, że czegoś się boi i dlatego czuje złość, bo jest bezsilna. To było niezwykle dziwne, nigdy nie słyszałam, by demony mogły przejrzeć samą śmierć.
-Świetnie, ale stoję tu i funkcjonuje....- z każdą chwilą narastała we mnie złość, nie czułam się już jak podwładna, lecz osoba na równych prawach. - Jakiś problem? - zapytałam zimnym i wyrachowanym głosem, który pierwszy raz nie brzmiał dla mnie obco. Nienawidziłam tej durnej jędzy!
-Nie przeniesiesz się znów do Mego Brata - poinformowała mnie, głosem stawiając mi wyzwanie.
-A co zakażesz mi? - powiedziałam z kpiną i groźbą w głosie. Śmierć zbita z tropu patrzyła na mnie nie mogąc wydobyć z siebie głosu. -Skoro nie, po co te groźby? - widząc, że dalej nie może podnieść szczęki z ziemi stworzyłam drugi krąg i weszłam w niego. Moje włosy rozwiał lekki wiatr, a ja poczułam się leka jak piórko. Wreszcie leciałam tam gdzie pragnęłam.
*
Piękny dzień na spacer ... i piwo. - pomyślał Brad z Zamojścia. Dla niego zawsze dzień był dobry, szczególnie na alkohol ze speluny madame Lovess, gdzie kelnerki miały zawsze mniej ubrania niż odkrytych kształtów. Niektórzy nazywali go pijakiem i łatwym mężczyzną, jednak on wolał myśleć o sobie jako o koneserze, najlepiej znającym się na dziewkach i piwie. Tak mało zrozumienia okazywał mu świat! Biedny i nie znający sławy, tak wielce niedoceniony! Nagle został odrzucony do tyłu przez wicher i uderzył o drzewo. Przeklął siarczyście , lecz gdy tylko zobaczył co go odrzuciło zaczął gapić się jak sroka w gnat. Piękna młoda kobieta ubrana w starożytną zbroję stojąca w kręgu mocy.