niedziela, 21 lipca 2013

X

Droga wiodąca przez las nie była długa, lecz przebyliśmy ją w milczeniu, każde zajęte swymi myślami. Nie powiem, że było mi łatwo przyzwyczaić się tej nowej wersji dziewczynki idącej koło mnie. Nie wiedziałem jak miałem odbierać jej przemianę, wciąż bowiem pamiętałem jej uśmiech krwawej mery. Czy mogę jej zaufać? Kim jest? Czy naprawdę chce mi pomóc? Były to ciężkie myśli, ale najgorsza i wybijająca się przed inne była świadomość, że być może za chwilę wymorduje całą wioskę. Muszę się opanować, bo inaczej nigdy nie będę mógł nawet szukać odpowiedzi, a co dopiero znaleźć właściwe rozwiązanie.
-Za chwilę wyjdziemy z lasu. - powiedziała moja mała przewodniczka. - Czy czujesz pragnienie? - zaskoczony tym pytaniem poszukałem tego żaru, który wypalał mnie przez ostatnie dni, znalazłem go na samym dnie świadomości i zauważyłem, że skupiając się na nim potrafię je w miarę kontrolować.
-Wszystko w porządku - odpowiedziałem po dłuższej chwili.
-No to chodźmy. - powiedziała z lekką zadumą na twarzy.  Zastanowiło mnie o czym myśli, lecz chwilę później musiałem się skupić tylko na sobie, bowiem poczułem żar w gardle. - Nie- pomyślałem gorączkowo, muszę to powstrzymać.
-Oddychaj. - powiedziała spokojnie czarnowłosa. - Nie daj się temu stłamsić. To ty jesteś panem samego siebie. - Słuchając jej spokojnego głosu udało mi się ułagodzić żar. Zdałem sobie sprawę, że klęczę na skraju lasu, przed sobą mając piękny krajobraz zaoranych pól i niskiej roślinności. Na środku tej sielanki znajdowała się mała wioska. Z daleka widać było jak ludzie wielkości mrówek zajmują się swymi codziennymi sprawami nieświadomi tego, że ktoś ich obserwuje. Małe jednorodzinne drewniane domki poustawiane jeden koło drugiego jak zabawki małego dziecka układające się w okręgi w okół małego targu na którym kwitło życie. Oczarowało mnie to co zobaczyłem, było niezwykle proste, radosne i pozwalało mieć nadzieje na lepsze dni. Dałem się temu porwać i wdychając woń polnych kwiatów zamknąłem na chwilę oczy. Gdy je otworzyłem kątem oka dostrzegłem, że mała dama też się uśmiecha.
-Chodźmy - powiedziała z nutką przebijającej się radości w głosie i zaczęła iść w stronę wioski. Ruszyłem za nią.
*
Dotarcie do samej wioski zajęło nam trochę czasu bowiem w połowie drogi musieliśmy zboczyć z głównego traktu i przedzierać się przez chaszcze. Idąc za małą nie mogłem się nadziwić jakim cudem dawała radę przejść tą drogę w jej małych obcasikach i ani razu nawet się nie potknąć. Ja zanim dotarliśmy byłem brudny, cały w sianie i rzepach, a ona nie miała nawet jednej trawki na idealnie czystej sukience. Próbując rozwikłać tą zagadkę nawet nie zauważyłem kiedy dotarliśmy do wioski.
*
Podeszliśmy od strony budynków gospodarczych i moja mała (całkiem czysta) towarzyszka ostrzegła mnie, że nikt nie może nas zobaczyć. 
-To by było niebezpieczne. Musimy zachować dystans i przyglądać się im. Być może znajdziemy wtedy sposób na twe pragnienie. - Jej słowa wciąż wracały do mnie, gdy ukryci w cieniu obserwowaliśmy ludzi. 
*
Nie powiem, żeby było to łatwe. Na początku dziewczynka musiała związać mnie swymi mackami bym nie rzucił się na parę robotników, którzy nieświadomi mego istnienia (i związanego z nim zagrożenia) śmiali się i rozmawiali o czymś z ożywieniem. Później było coraz łatwiej. Po kilku próbach nie trzeba było nawet widmowych kajdanek (no dobra, dobra! to nie były kajdanki tylko kaganiec...). 
Obserwowaliśmy tak cały dzień słuchając niezrozumiałych (przynajmniej dla mnie) słów i wyczuwając emocje. Pod wieczór oddaliliśmy się od wioski i zrobiliśmy posłania z trawy pod gołym niebem. Obracałem się z boku na bok nie mogąc znaleźć odpoczynku z powodu powoli rozpalającego się do czerwoności gardła. Rano musiałem spojrzeć prawdzie w oczy. Byłem głodny. 

wtorek, 16 lipca 2013

IX

Wkurzyło mnie to! To dziecko zaczynało mnie doprowadzać do furii
-Moja wina?!- krzyknęłam na cały las- Ty przeklęta pokrako, beznadziejna mątwo!- wyrzucałam mu wszystko bez zastanowienia czując jak całe napięcie wreszcie ze mnie schodzi - To ty wszystko psujesz! Powinieneś być najwyższy! Powinieneś lśnić jak twa siostra! A siedzisz co chwile w gównie i płaczesz nad sobą! Przestań wszystko zrzucać na mnie, bo cię poszczuje moimi mackami!!! - czułam słodycz spływającą mi na myśli... tylko nieśmiertelni wiedzą jak dobrze jest uwolnić uczucia.
-Idiotka!
-Palant!
-Bezduszna krowa!!!
-Osz ty!!!!!
-To ty mnie tu przyprowadziłaś i założę się, że wiesz co to za miejsce!
-Nie wiem głupi ciołku i przestań na mnie wrzeszczeć, bo cię zaknebluje! .... dupek!
-Jak nie wiesz?! To tu zabiłem tą dziewczynę!
-Jaką dziewczynę?!!!
-Złotowłosą! Córkę tego biedaka!- wskazał ręką na wisielca i upadł na kolana zrezygnowany. -To przez to nie mogę zabijać!...ja...ja... ciągle... widzę jej pustą twarz. - zapłakał... stałam jak wmurowana, próbując sobie to wszystko poukładać. Jak można aż tak się przejmować jednym morderstwem?!Popełniłam tysiące dla zabawy i nigdy nawet o tym nie myślałam. Poczułam się pusta i... coś się we mnie poruszyło... ze zdziwieniem rozpoznałam stare i zagrzebane z dawna uczucie - wzruszenie. Miał coś czego ja pozbyłam się już dawno - sumienie. To było jak błyskawica oświecenia. Chwila wahania...podeszłam do niego i go przytuliłam.
-Wszystko będzie dobrze... zobaczysz. - nie wierzyłam, że po tylu latach potrafię jeszcze powiedzieć te słowa! W tamtej jednej chwili żałowałam wszystkich zatraconych lat mojego haniebnego żywota. Tego że stałam się tym kim byłam, tego, że zapomniałam już jak bardzo było to złe - byłam potworem... świadomość tego była straszna... w tamtej chwili zrozumiałam jego rozpacz. Sama chciałam zapłakać... lecz wiedziałam, że nic to nie da, że ktoś musi być silny. Powstrzymałam łzy i powiedziałam cicho.
-Chodź.. musimy iść.
-Nie... - mówił cicho, lecz z pewnością - najpierw musimy go pochować.
- Dobrze.- skierowałam swoje myśli na macki i kazałam im pochować biedaka. - wampir patrzył się pusty, jakby wyssano z niego życie.
- Muszę znaleźć na to sposób. To nie może być jedyne rozwiązanie. - jego głos był mocny. Zrozumiałam, że w te kilka chwil zmieniło go z chłopca... w mężczyznę.
-Znajdziemy.. a teraz chodźmy.
-Ale gdzie? Gdzie chcesz szukać odpowiedzi?
-Tam gdzie tkwi problem.- odpowiedziałam z pewnością.
- U ludzi? - było to puste pytanie, czułam że się waha.
- Tak u ludzi. Będziemy szukać... po to tu jestem. - Uśmiechnęłam się. Moje usta zapomniały już jak się to robi, ale chyba zrozumiał bo odpowiedział tym samym. Wspólnie oddaliliśmy się ścieżką, która jak wiedziałam prowadziła do małej wioski, w której miałam nadzieje na odpowiedzi, których zapragnęła teraz także moja dusza.