-Za chwilę wyjdziemy z lasu. - powiedziała moja mała przewodniczka. - Czy czujesz pragnienie? - zaskoczony tym pytaniem poszukałem tego żaru, który wypalał mnie przez ostatnie dni, znalazłem go na samym dnie świadomości i zauważyłem, że skupiając się na nim potrafię je w miarę kontrolować.
-Wszystko w porządku - odpowiedziałem po dłuższej chwili.
-No to chodźmy. - powiedziała z lekką zadumą na twarzy. Zastanowiło mnie o czym myśli, lecz chwilę później musiałem się skupić tylko na sobie, bowiem poczułem żar w gardle. - Nie- pomyślałem gorączkowo, muszę to powstrzymać.
-Oddychaj. - powiedziała spokojnie czarnowłosa. - Nie daj się temu stłamsić. To ty jesteś panem samego siebie. - Słuchając jej spokojnego głosu udało mi się ułagodzić żar. Zdałem sobie sprawę, że klęczę na skraju lasu, przed sobą mając piękny krajobraz zaoranych pól i niskiej roślinności. Na środku tej sielanki znajdowała się mała wioska. Z daleka widać było jak ludzie wielkości mrówek zajmują się swymi codziennymi sprawami nieświadomi tego, że ktoś ich obserwuje. Małe jednorodzinne drewniane domki poustawiane jeden koło drugiego jak zabawki małego dziecka układające się w okręgi w okół małego targu na którym kwitło życie. Oczarowało mnie to co zobaczyłem, było niezwykle proste, radosne i pozwalało mieć nadzieje na lepsze dni. Dałem się temu porwać i wdychając woń polnych kwiatów zamknąłem na chwilę oczy. Gdy je otworzyłem kątem oka dostrzegłem, że mała dama też się uśmiecha.
-Chodźmy - powiedziała z nutką przebijającej się radości w głosie i zaczęła iść w stronę wioski. Ruszyłem za nią.
*
Dotarcie do samej wioski zajęło nam trochę czasu bowiem w połowie drogi musieliśmy zboczyć z głównego traktu i przedzierać się przez chaszcze. Idąc za małą nie mogłem się nadziwić jakim cudem dawała radę przejść tą drogę w jej małych obcasikach i ani razu nawet się nie potknąć. Ja zanim dotarliśmy byłem brudny, cały w sianie i rzepach, a ona nie miała nawet jednej trawki na idealnie czystej sukience. Próbując rozwikłać tą zagadkę nawet nie zauważyłem kiedy dotarliśmy do wioski.
*
Podeszliśmy od strony budynków gospodarczych i moja mała (całkiem czysta) towarzyszka ostrzegła mnie, że nikt nie może nas zobaczyć.
-To by było niebezpieczne. Musimy zachować dystans i przyglądać się im. Być może znajdziemy wtedy sposób na twe pragnienie. - Jej słowa wciąż wracały do mnie, gdy ukryci w cieniu obserwowaliśmy ludzi.
*
Nie powiem, żeby było to łatwe. Na początku dziewczynka musiała związać mnie swymi mackami bym nie rzucił się na parę robotników, którzy nieświadomi mego istnienia (i związanego z nim zagrożenia) śmiali się i rozmawiali o czymś z ożywieniem. Później było coraz łatwiej. Po kilku próbach nie trzeba było nawet widmowych kajdanek (no dobra, dobra! to nie były kajdanki tylko kaganiec...).
Obserwowaliśmy tak cały dzień słuchając niezrozumiałych (przynajmniej dla mnie) słów i wyczuwając emocje. Pod wieczór oddaliliśmy się od wioski i zrobiliśmy posłania z trawy pod gołym niebem. Obracałem się z boku na bok nie mogąc znaleźć odpoczynku z powodu powoli rozpalającego się do czerwoności gardła. Rano musiałem spojrzeć prawdzie w oczy. Byłem głodny.